[01] Z rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciach.


Tydzień później stałam na peronie w Londynie. Przez całą drogę oraz ostatni tydzień dosyć rzadko się odzywałam. Raczej nie chodziłam na zajęcia, spędzałam czas siedząc w swoim dormitorium, spacerując po błoniach albo co jakiś czas odwiedzając panią Pomfrey, prosząc ją, aby dała mi jakiś środek na sen albo na ból brzucha, który od dobrych kilku dni męczył mnie non stop. Na posiłki też nie schodziłam, nie chciałam czuć na sobie wścibskiego wzroku innych uczniów. To Hogwart i tu różne wieści roznoszą się bardzo szybko. Nie interesowało mnie co dzieje się w świecie wybrańca, co szykowali ani czy w ogóle żyli. Kompletnie nie miało to dla mnie teraz wszystko sensu. Tylko Alice, moja najlepsza przyjaciółka przy mnie siedziała. Przynosiła mi ciepłe tosty z Wielkiej Sali, kiedy ja po raz kolejny z samego rana zaczynałam płakać. Goniła mnie, abym poszła w końcu do toalety się umyć, bo, prawdę mówiąc, nawet tego mi się nie chciało. Gdybym mogła, to pewnie bym nie wychodziła z łóżka, zamknęła się na cztery spusty i nikogo do siebie nie dopuszczała. Byłam naprawdę wdzięczna Alice, że przy mnie jest, ale to wszystko tak strasznie mnie męczyło. Nadal nie pogodziłam się ze stratą bliskiej mi osoby. Co chwilę słyszałam, że z czasem będzie lepiej, ale jakoś nie wierzyłam w to.
Peron powoli stawał się coraz bardziej pusty, profesor McGonagall powiedziała mi, że czekać będzie na mnie babcia. Tylko że teraz nie widziałam tutaj żadnej starszej kobiety. Swoją babcię ostatni raz widziałam około dziesięć lat temu, nie pamiętałam jej dokładnie. Znałam tylko jej krzyk, który skierowany był w stronę mamy. Nie wiedziałam jednak, o co się pokłóciły, więcej się pod jej domem nie pojawiłyśmy.
Wzięłam kufer i powolnym krokiem ruszyłam w stronę wyjścia pomiędzy dziesiątym a dziewiątym peronem. Kiedy chciałam już przez nie przechodzić, usłyszałam cichy trzask. Na peronie pojawiła się starsza, siwowłosa kobieta. Odwróciłam się i spojrzałam na nią. Była średniego wzrostu, trochę przy kości. Miała zakręcone, jakby na papiloty, krótkie włosy, a jej twarz pokryta była wieloma bliznami. Kiedy spojrzała na mnie byłam już pewna, że to moja babcia. Miała oczy podobne do oczu mamy.
– Chodź tu, nie będziemy sterczeć przecież przez godzinę na stacji. – Usłyszałam.
Podeszłam powoli do kobiety, ciągnąc za sobą swój kufer. Chciałam jej coś powiedzieć, przywitać się, może przytulić, ale odstraszał mnie jej wredny wyraz twarzy.
– Złap mnie – powiedziała po chwili, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
Wykonałam jej polecenie. Chwyciłam ją delikatnie za dłoń i mocniej ścisnęłam rączkę kufra, aby podczas teleportacji go nie zgubić. Nagle zaczęłyśmy się kręcić, przemierzać wiry, aż znalazłyśmy się przed wielką posiadłością.
Był to dom, w którym wychowała się mama. Na pierwszy rzut oka miał z jakieś trzy piętra, z czego ostatnie zapewne było strychem. Wejścia na posiadłość broniła żelazna brama, za nią ciągnęła się aż do samych drzwi wejściowych kamienna ścieżka, którą już po chwili kroczyłyśmy. Niebieskie ściany oraz biały dach domu bardzo dobrze do siebie pasowały. Wszystko wyglądało bardzo schludnie, ładnie i przyjemnie. Dziwiło mnie, że w takim miejscu żyła taka okropna osoba. Nagle przed moimi nogami przebiegł kot, który jednym susem wskoczył na drzewo. Przykuł on moją uwagę, bo uwielbiałam koty.
Drzwi wejściowe, pod które podeszłyśmy, były wielkie i drewniane. Stanowiły one przejście do wnętrza domu. Pierwszym pomieszczeniem, które dane było mi zwiedzić był przedpokój. Był on bardzo ładnie ozdobiony. Chodziło się po jasnym drewnie, ściany pomalowane były na kolor morelowy. Na ścianach wisiały portrety przodków, które przyglądały mi się z zainteresowaniem, szepcząc coś do siebie. Wisiały też głowy skrzatów, które były powieszone w równym rządku, od najstarszego do najmłodszego. Osobiście nie mogłam zrozumieć jak można było te biedne stworzenia w tak okrutny sposób wykorzystywać. My z mamą nigdy skrzata nie mieliśmy, uczona raczej byłam szacunku do istot magicznych.
– Zostaw kufer w przedpokoju i chodź za mną – powiedziała babcia.
Pośpiesznie odstawiłam walizkę pod ścianę i ruszyłam za kobietą, która weszła do pokoju tuż obok. Po przekroczeniu progu uderzył mnie zapach niesamowitej słodyczy. Coś jak jabłka, cynamon i czekolada. Poczułam się tak, jakbym znalazła się przy świątecznym stole, na który przed chwilą został położony pyszny jabłecznik, własnoręcznie robiony. Rozejrzałam się mimowolnie po pomieszczeniu, ale zamiast słodkości stojących na stole zobaczyłam tylko kilka par oczu wpatrujących się we mnie z zaciekawieniem. Od razu wróciłam na ziemię. Osób tych kompletnie nie znałam, nikogo mi nie przypominali i nie rozumiałam dlaczego tutaj są i czego ode mnie chcą. Patrzyłam więc i ja na nich i czekałam, aż w końcu sytuacja sama się jakoś rozwinie.
– Emily, jak ja cię dawno nie widziałam! – Usłyszałam.
Kobieta w bujnie upiętych blond włosach i zielonej, trochę pogniecionej garsonce podeszła do mnie.
Włosy nie mogą być “bujnie upięte”. Mogą być bujne.
Przytuliła mnie wielkimi ramionami, a moja twarz przylgnęła do jej ciała. Jeszcze chwila tego przytulania i chyba przestałabym oddychać.
– Ostatni raz cię widziałam jak byłaś taką małą, słodką dziewczynką. A teraz? Piękna panna – kontynuowała kobieta.
Na mojej twarzy pojawił się delikatny rumieniec. Odpowiedziałam jej miłym uśmiechem, a kiedy kobieta odsunęła się, odsłaniając wszystko to, co było za nią, zobaczyłam, że ustawił się przede mną rządek ludzi chcących mnie powitać.
Chwilę trwało, aż wszyscy mnie wyściskali, złożyli kondolencje i powiedzieli kilka miłych słów. W między czasie dowiedziałam się, że ta blondynka, co podeszła do mnie jako pierwsza, to była ciocia Meg, która na stałe mieszka w Francji. Był tu też wujek Joseph, mąż cioci oraz ich dwójka dzieci. Oprócz nich przybyła tu chyba połowa mojej rodziny, a ja zamiast się cieszyć, że ich poznałam, powstrzymywałam się aby nie zapytać gdzie byli przez te wszystkie lata i co robili, jak byłyśmy z mamą w potrzebie.
– Usiądź, kruszynko – powiedział do mnie wujek, przysuwając mi fotel.
Usiadłam na nim. Dorośli zaczęli rozmawiać między sobą, a ja, czując na sobie wzrok młodszego kuzynostwa, postanowiłam rozejrzeć się trochę po pomieszczeniu. Pokój dzienny był równie przytulny co przedpokój i naprawdę dziwiłam się, że w takim miejscu żyje tak niemiła kobieta.
Siedzieliśmy na miękkich fotelach wyłożonych materiałem w różowe kwiatki. Kremowe ściany kontrastowały z ciemnobrązową wykładziną, a ciemne, stare meble tylko dodawały uroku. Na jednej z komód stał bardzo ozdobny wazon, a w nim czerwone tulipany. Kiedy przesuwałam wzrokiem po ruszających się obrazach natrafiłam na zdjęcie, które przedstawiało mnie oraz moją mamę podczas ostatnich świąt Bożego Narodzenia. Zacisnęłam mocniej usta, nie chcąc znowu wybuchnąć płaczem.
– Emily, ciotka do ciebie mówi. – Usłyszałam karcący głos babci popijającej herbatę z porcelanowej filiżanki.
Momentalnie odwróciłam głowę w stronę blondynki i spojrzałam na nią lekko pytającym wzrokiem.
– Przepraszam, zamyśliłam się – odpowiedziałam.
– Nic nie szkodzi. Opowiadaj, jak w Hogwarcie. Dużo się zmieniło? Podobno ten stary pryk nadal jest dyrektorem? – zapytała.
– Profesor Dumbledore? Tak. Jest dyrektorem. W szkole ogólnie bardzo dobrze, dużo nauki, ale nie narzekam. Egzaminy poszły bardzo dobrze – powiedziałam uprzejmie. Zdenerwowało mnie, że nazywa profesora Dumbledora starym prykiem, ten czarodziej nie zasługiwał na takie traktowanie. Czułam coś, że nie za bardzo polubię tę kobietę.
– Och, to dobrze, dobrze. Moja Monique i Nathalie chodzą do Beauxbatons. Ostatnio w Hogwarcie uczniowie francuskiej szkoły byli goszczeni. Jak ci się podobały ich mundurki? – kontynuowała ciocia Meg.
– Były bardzo ładne, ale wiem, że nieodpowiednie na tutejszy klimat. Wszystkie dziewczęta bardzo narzekały, że im zimno – odpowiedziałam.
A najbardziej narzekała grupka dziewczyn, która otaczała Fleur Delacour. Były one naprawdę strasznie irytujące z tym swoim gadaniem. Kilka razy proponowałam im sama, że mogę pożyczyć jakiś sweter, szalik, rękawiczki, ale one, że nie, bo nie będzie pasować to do ich sukienki. Że też Krukoni musieli mieć takiego pecha, aby gościć te małe damy.
– Będziemy się zbierać. Za godzinę odbędzie się pogrzeb w pobliskiej wsi – powiedziała babcia, a następnie wstała, chcąc się pewnie szykować.
– Już? – zapytałam ze zdziwieniem.
– A coś ty myślała? Na co mielibyśmy czekać?
Myślałam, że pogrzeb będzie jutro, ewentualnie pojutrze. Miałam nadzieję, że dadzą mi się do tego jakoś przygotować, a nie, że będziemy musieli tam iść nawet nie godzinę po moim przyjeździe. Chcąc nie chcąc zebrałam się jednak ze wszystkimi, różdżkę schowałam do tylnej kieszeni spodni, a potem ruszyliśmy w drogę.
Dorośli szli z przodu i rozmawiali ze sobą, ja ciągnęłam się za nimi, ponieważ kompletnie nie miałam ochoty na rozmowę. Nawet dwie moje kuzynki szły szybciej, w ogóle się do mnie nie odzywały, a ja zaczynałam zastanawiać się, czy one w ogóle potrafią rozmawiać po angielsku. Robiło się już ciemno, kiedy doszliśmy do cmentarza. W jego tylnej części czekał już wykopany dół, trumna z moją mamą wisiała spokojnie tuż nad ziemią, a dwóch mężczyzn wyczekiwało naszego przybycia.
Kiedy tylko jako ostatnia przekroczyłam bramę, mężczyźni unieśli różdżki i wypowiedzieli jakieś zaklęcia, które prawdopodobnie chroniły nas przed mugolami. Po sklepieniu rozeszło się różnokolorowe półkole, które znikło dopiero wtedy, kiedy dotknęło ziemi tuż za wysokim murem. Większość rodziny stała już przy urzędnikach, więc i ja podeszłam do nich niechętnie. To wszystko dla mnie działo się tak strasznie szybko. Jeszcze niedawno jechałam ze szkoły do Londynu, już stałam na cmentarzu, a pewnie zaraz będę popijać herbatę przy wielkim stole i nawet nie obejrzę się, kiedy znajdę się w ciepłym łóżku. 
Obaj panowie mieli na sobie odświętne czarne szaty czarodziejskie, ich głowy zdobiły takie same meloniki, jeden, straszy miał w dłoni zwinięty zwój pergaminu, a drugi, młodszy, trzymał zapieczętowany biały list.
– Możemy zaczynać? – zapytał jeden z mężczyzn.
Zanim zdążyłam coś powiedzieć babcia kiwnęła tylko głową i ceremonia rozpoczęła się. Patrzyłam na to wszystko wystraszona, trumna uniosła się wyżej, dookoła niej pojawiły się wieńce z czarnymi kwiatami, które lekko pochylały się tak, jakby właśnie płakały.
– Zebraliśmy się tutaj, aby pożegnać Amelie Waiss – Usłyszałam.
Wraz z tymi słowami po moich policzkach popłynęły łzy. Kompletnie się wyłączyłam, nic nie słyszałam, tylko znowu czułam ten okropny ból sprzed tygodnia. Widziałam jak obaj panowie coś mówią, odczytują z pergaminu, a potem machają różdżkami nad trumną.
Chciałam na nią wskoczyć, otworzyć i sprawdzić, czy moja mama na pewno tam jest. Bo ja nie wierzyłam. Cały czas miałam nadzieję, że to tylko głupi żart, że zapadłam w jakąś długą śpiączkę i mam tylko głupi sen. Ale łzy, ból, to wszystko było takie prawdziwe.
Nie wiem, ile trwała cała ceremonia, nie patrzyłam przecież na zegarek. Zaczęło do mnie wszystko docierać dopiero wtedy, kiedy trumna zaczęła powoli opadać.
Powt.
Z mojego gardła wydobył się dziwny jęk. Chciałam krzyczeć, walić pięścią w ziemię, ale byłam tak sparaliżowana, że nie mogłam się ruszyć. Trumna opadała, zaczarowane łopaty zaczęły przysypywać ją ziemią, a potem, na powierzchni, pojawił się skromny nagrobek.
– Mamy jeszcze list dla młodej panny Waiss od jej mamy. – Usłyszałam.
Spojrzałam na młodego urzędnika. Podszedł do mnie, wręczył mi zapieczętowaną kopertę, a potem odsunął się na kilka kroków. Obejrzałam podarunek ze wszystkich stron. Nic nie było na nim napisane, mama musiała napisać go przed śmiercią i zadbać o to, aby wiedzieli komu mają go dostarczyć.
Kilka minut później bariera była już ściągnięta, część rodziny, w tym ciocia Meg, teleportowała się już do siebie. Na cmentarzu zostałam tylko ja i babcia. Kobieta nawet nie czekając na mnie ruszyła w stronę, z której przyszłyśmy. Poszłam więc powoli za nią.
Rozglądałam się po okolicy, było już ciemno i niewiele mogłam dostrzec, ale wolałam to, niż słuchanie zrzędzenia starszej kobiety. Zastanawiałam się, czy będę musiała mieszkać z nią w te wakacje. Jeśli tak, to miałam nadzieję, że dostanę jakiś odległy pokój i nie będę musiała spędzać z nią zbyt dużo czasu. Rozglądając się tak, zastanawiałam się, jak wyglądało to miejsce, kiedy wychowała się tu moja matka i jaka była babcia, kiedy była trochę młodsza.
Nie minęło dużo czasu, nim znalazłyśmy się znów w domu. Babcia weszła do niego pierwsza, zostawiając otwarte drzwi, abym mogła wejść za nią. Zamknęłam je za sobą i widząc sylwetkę starszej kobiety w salonie podążyłam tam.
– Nie siadaj. – Usłyszałam, kiedy już chciałam zatopić się w miękkim fotelu i odpocząć.
Stanęłam więc obok i z zainteresowaniem patrzyłam na kobietę. Spodziewałam się wygłoszenia jakiejś przemowy o zasadach, o tym jak powinnam się zachowywać i gdzie będę spać.
– Nie możesz tutaj zostać. Nie życzę sobie twojej osoby w moim domu. Nie masz prawa do mojego majątku ani niczego co należy do mojej rodziny. A teraz opuść ten dom – powiedziała dość spokojnie.
Przez chwilę nie wiedziałam co mam powiedzieć. Zastanawiałam się co ona do mnie powiedziała, a jak w końcu do mnie dotarło, że właśnie straciłam dach na głową, miejsce gdzie miałam teraz zamieszkać, to nogi się pode mną ugięły.
– Słucham? – zapytałam zdziwiona.
– Nie zadawaj pytań. Nie jesteś tu mile widziana, tak samo jak miło widziana nie była twoja matka – powiedziała ze złością w głosie.
Podeszła do mnie, mocno złapała za ramię. Pociągnęła w stronę przedpokoju. Jednym ruchem różdżki otworzyła drzwi, drugim ruchem różdżki uniosła i wyrzuciła mój kufer, a potem po za próg domu wystawiła i mnie.
– Nie chcę cię tu więcej widzieć – powiedziała, a potem zatrzasnęła za mną drzwi.
Stałam przed progiem oniemiała. Przez pierwszą chwilę byłam bardzo zdziwiona, zakręciło mi się w głowię i straciłam trochę orientację. Następnie to zdziwienie przekształciło się w pewnego rodzaju złość. Chwyciłam mocno rączkę swojego dużego kufra zdobionego pozłacanymi elementami, a następnie wybiegłam przez bramę tak szybko, jak tylko mogłam. Biegłam przed siebie drogą, którą jeszcze przed chwilą wracałam z cmentarza. Znalazłam się ponownie przed nim. Ulice były puste, w niektórych domach paliły się tylko światła. Co chwilę jakieś dziecko krzyczało podczas zabawy, ktoś otwierał okno i patrzył przez nie. Ale widząc dziwną postać przed cmentarzem szybko chował się do środka. Ja wyciągnęłam różdżkę, trzymając ją mocno weszłam na teren przykościelny. Udałam się pod sam mur, aby jeszcze raz spojrzeć na grób swoje matki. Kucnęłam przed nim.
– Co ja mam teraz zrobić? Mamo? – zapytałam.
Nikt mi jednak nie odpowiedział. Czekałam, liczyłam na to, że dostanę jakiś znak, ale nic się nie zdarzyło. Nawet żaden ptak nie zaśpiewał. Zerwał się za to mocniejszy wiatr, zrobiło się trochę chłodniej i chyba zbierało się na deszcz. Nie chciałam moknąć. Zanim odeszłam pozostawiłam po sobie wyczarowany bukiet z ulubionych mojej mamy, czerwonych róż i odeszłam.
Wyszłam z miasta, szłam powoli, ponieważ wiatr nie pozwalał mi iść szybciej. Nie wiedziałam, gdzie mam się podziać, to i szłam bez sensu przed siebie.
Powt.
Idąc tak i wdychając świeże powietrze pomyślałam o Dziurawym Kotle, przez który często z mamą przechodziłam. Wolałam pomieszkać tam niż w naszym domu. Tam bałam się wejść, było chyba jeszcze zdecydowanie zbyt wcześnie.
Stanęłam na krawężniku, upewniając się, że żaden mugol mnie nie widzi, wyciągnęłam różdżkę przed siebie. Usłyszałam głośny gwizd hamulców i czerwony, dwupiętrowy autobus pojawił się przede mną. Błędny Rycerz, bo tak się nazywał, był jednym z popularniejszych środków transportu wśród młodych czarodziei. Chciałam się nim przejechać, ponieważ bałam się, że przez moje zdenerwowanie może mi się coś stać podczas teleportacji, której i tak nie lubiłam. Drzwiczki otworzyły się, a na stopniu stanął starszy pan, który wpatrywał się we mnie ze zdziwieniem.
– Dobry wieczór, nazywam się Endrew i będę dzisiaj pani przewodnikiem. Zapraszam –powiedział.
Wsiadłam do środka, wnętrze pojazdu wcale nie było takie małe, jak mogło by się wydawać. Spojrzałam w górę, ciągnęły się tam trzy piętra, a na każdym było z kilkanaście łóżek, na których spali różni czarodzieje.
Korzystając z okazji, kiedy Endrew zajmował się moim bagażem poszłam zająć sobie łóżko.
– Dokąd? – zapytał przewodnik.
– Do Dziurawego Kotła – odpowiedziałam cicho.
– Słyszysz? Kierunek Dziurawy Kocioł!
Mój dzisiejszy przewodnik był starszym mężczyzną. Miał siwe, krótkie włoski, duże czarne okulary na nosie, żółtą koszulę w kratę i brązowe spodnie. Wyglądał na normalnego człowieka i chyba lubił swoją pracę. Kiedy tak jechaliśmy stał na początku autobusu oparty o ścianę, nawet nie trzymał się poręczy. Swoim przyjemnym wzrokiem spoglądał na wszystkich pasażerów sprawdzając czy wszystko jest w porządku.
Położyłam się, ponieważ droga wcale nie była taka krótka. Przyglądałam się bogato zdobionemu wnętrzu, w rytm jadącego pojazdu ruszały się kryształowe żyrandole, które jasnym światłem oświetlały całe pomieszczenie. Mugole nie widzieli tego samochodu, jechaliśmy zbyt szybko, a po za tym oni przecież nie potrafią patrzeć.
Łóżka ruszały się do przodu i do tyłu za każdym razem, kiedy pojazd zwalniał albo przyśpieszał. Było to naprawdę przyjemne uczucie i nie miałam ochoty wychodzić z autobusu. Było tu zbyt wygodne i bardzo miło.
– Dziurawy Kocioł. Proszę wysiadać – zawołał Endrew.
Z niechęcią wstałam, zapłaciłam za przejazd, a potem już z ulicy obserwowałam jak Błędny Rycerz oddała się i znika za zakrętem. Weszłam do pubu przez duże, drewniane drzwi.
Było tu dość dużo ludzi jak na tę godzinę, ale czego się można było spodziewać po zwykłym barze przy wejściu do jednej z najbardziej znanych magicznych ulic? W tej jednak chwili nie interesowała mnie ulica Pokątna, a jakiś mały pokoik do wynajęcia. Rozejrzałam się, przy stolikach siedziało wielu mężczyzn, którzy popijali piwo kremowe albo inny, mocniejszy alkohol. Widząc mnie u progu część z nich zagwizdała i zaczęła coś wołać, co po wypiciu takiej ilości alkoholu i tak brzmiało jak jeden wielki bełkot.
– Świnie. – Oburzyłam się, obrzucając ich pogardliwym spojrzeniem.
Podeszłam do lady, za barem stał bardzo zgarbiony i brzydki mężczyzna. Przez ramię przewieszoną miał ściereczkę w czerwone paski, a na jego twarzy gościł szeroki uśmiech. Kiedy przechodziłam przez pub, aby dostać się na Pokątną, on zawsze tu był i chyba wołali na niego Tom.
– Chciałabym wynająć pokój – powiedziałam do niego bardzo uprzejmie.
Mężczyzna zaśmiał się dość charakterystycznie. Wciągał powietrze za każdym razem, przypominało to trochę dźwięk wydawany przez osły. Poszedł na zaplecze i chwilę go nie było, wrócił jednak z kluczykiem. Patrząc mi w oczy podał go i nisko kłaniając się wskazał na schody.
– Pierwsze piętro, numer czternaście.


***



No, w końcu napisałam ten rozdział pierwszy. Jak widać trochę się zmieniło, mam nadzieję, że na lepsze. Powiedzcie mi co o tym sądzicie, jeśli widzicie jakieś błędy to dajcie znać. Jeśli ktoś zna się na betowaniu, to ja bardzo chętnie skorzystam z takich usług. Wiedzie jak u mnie leżą przecinki, literówki, błędy stylistyczne etc. Powiedzcie też co u was no i kogo mam informować o nowych rozdziałach, bo pisze te informacje, a odzew dosyć mały i nie wiem czy mi się to opłaca. Jeśli chcecie to zapraszam do obserwowanych. Pozdrawiam wszystkich!

16 komentarzy:

  1. Ja chcę być informowana, bo obserwuję a dość rzadko tam zaglądałam ostatnimi czasy. Rozdział trochę ponury, ale ciekawy. Podobają mi się twoje opisy i przemyślenia. Wszystko gra jedną, spójną całość.
    Ciekawi mnie, czemu ta nienormalna babcia wyrzuciła dziewczynę z domu. Mam nadzieję, że niebawem się dowiem. Postać dziewczyny jest fajnie kreowana, podoba mi się też pomysł ze śmiercią matki, już na samym początku.
    Co do błędów, to sama wiesz, że masz mały problem. Ja wyhaczyłam głównie kilka stylistycznych i jedno powtórzenie, gdzie napisałaś coś, a po kropce znowu to powtórzyłaś.
    I chyba tyle, niecierpliwie czekam na nowy rozdział, bo nie mogę się doczekać.

    Przy okazji, zapraszam do mnie na http://story-of-bellatrix.blogspot.com/

    Pozdrawiam, Bellatrix

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie mam zamiar wyjaśnić to dokładniej dlaczego zaszły takie, a nie inne sytuacje z babcią. Trochę błędów jest, wiem. Jeśli mogłabyś mi powiedzieć gdzie było to powtórzenie byłabym ci naprawdę bardzo wdzięczna.
      W takim razie informować będę cię właśnie na story-of-bellatrix. Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Teraz tego nie znajdę, nie ma opcji. Jak na złość! ;)
      Ogólnie czasami składniowo coś nie pasuje do siebie. Ale jak jest się zbyt przejętym czytaniem, to niekoniecznie zwraca się na takie małe problemy sprawy.

      I szablon masz zajebisty, dosłownie. :3

      Usuń
    3. A dziękuje. Chociaż ja się zastanawiam nad zmianą na trochę jaśniejszy, może w odcieniach niebieskiego? W końcu Emily zmieniła dom ;P

      Usuń
  2. Babcia Emily to wredna, egoistyczna zołza, którą najchętniej wysłałabym w kosmos, bez możliwości jakiegokolwiek powrotu -.- Nie dość, że zmarła jej córka, czym jak widać zupełnie się nie przejęła, to jeszcze wyrzuciła wnuczkę na bruk. Cóż za bezduszność!
    Co do błędów, to nie zauważyłam takowych (może wynika to z emocji, jakie obudziły się we mnie podczas czytania rozdziału).
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż takie emocje? Naprawdę? Mam nadzieję, że to dobrze ^^ Ciesze się, że tak działają na ciebie moje opisy, bo mi się zawsze wydaje, że są takie sztuczne i w ogóle. Jeśli rozumiesz o co mi chodzi ^^'
      Pozdrawiam i dziękuje :)

      Usuń
    2. Opisy nie są sztuczne, zapewniam :)

      Usuń
  3. Jeśli chodzi o betowanie to polecam bloga - betowanie.blogspot.com, myślę że udałoby ci się stamtąd kogoś znaleźć :D
    Rozdział nie wywołuję zbyt wielkich emocji, przynajmniej we mnie. Emily jest smutna, ale ja tego nie odczuwam, myślę że powinnaś więcej czasu poświęcić na opisu uczuć. Masz prosty styl pisania (ja zresztą też :D) więc według powinnaś go trochę udekorować, włożyć w niego więcej finezji. Wtedy opowiadanie będzie się przyjemniej czytało :D
    Jednak podoba mi się i czekam na dalszy rozwój akcji :D Życzę powodzenia ;)
    O nowych rozdziałach ja w sumie jestem informowana w obserwowanych i to dla mnie najwygodniejsze wyjście :D
    Zapraszam również do mnie na unsafe-games.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za stronę, na pewno się przyda.
      Dziękuje za rady, postaram się je wykorzystać. Ciesze się, że mi pomagasz. To naprawdę bardzo pomaga jak ktoś naprawdę wytknie błędy ^ ^
      No i dziękuje za komentarz, drugi rozdział postaram się zrobić jeszcze lepszy ;P
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Świetny rozdział! :D
    Bardzo lubię twój blog, wiesz? ;3
    Ciężko mi powiedzieć czy teraz jest lepiej bo nie zdązyłam przeczytać tamtej serii rozdziałów :c
    Ale mi się podoba :)
    Począwszy od ciekawej nazwy rozdziału, a kończąc na świetnej i ciekawej treści ;)
    Mimo, że obserwuję, to proszę informuj mnie o nowych rozdziałach u mnie na:

    hogwart-moimi-oczami.blogspot.com

    Serdecznie pozdrawiam i weny zycze,
    Stacy Malfoy
    xxx

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam, że musiałaś tak długo czekać na mnie. Ostatnio mam poślizgi w czytaniu ;)

    Co mogę powiedzieć o tym rozdziale? Z pewnością był solidnie opisany - poświęciłaś odpowiednią ilość czasu na uczucia Emily i wygląd otoczenia. Szczególnie dobrze wczułaś się w Emily na pogrzebie ;)

    Jest i ta przesiąknięta wrednotą babcia. Wydaje mi się, że w tej wersji jest jeszcze gorsza. Tak po prostu oznajmiła Emily, że nie życzy sobie jej w domu... Nic dziwnego, że dziewczyna była w takim szoku.

    Widzę też, że nasza bohaterka na jakiś czas zamieszka w Dziurawym Kotle. Jestem ciekawa, co dalej. Choć ta historia ma coś wspólnego z poprzednią, to jednak nie wiem, czego się po niej spodziewać ;)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Na początek przepraszam, co chciałam zwrócić uwagę na zdanie: "Miała oczy podobne do tych, które posiadała mama." Wydaje mi się, że oczu nie można posiadać i to chyba błąd.
    Akapit: "Podeszła do mnie, mocno złapała mnie za ramię. Pociągnęła mnie w stronę przedpokoju. Jednym ruchem różdżki otworzyła drzwi, drugim ruchem różdżki uniosła i wyrzuciła mój kufer, a potem po za próg domu wystawiła i mnie."
    Możesz zmienić na: "Podeszła do mnie i mocno złapała za ramie. Jednym ruchem różdżki otworzyła drzwi, a drugim uniosła kufer i wyrzuciła go na dwór. Następnie za progiem domu znalazłam się też ja." To tylko przykład, nie musisz się tym sugerować. Powtórzenia w tym miejscu naprawdę się rzucają w oczy.
    "Wyszłam z miasta, szłam powoli, ponieważ wiatr nie pozwalał mi iść szybciej. Nie wiedziałam, gdzie mam się podziać, to i szłam bez sensu przed siebie. " - Powtórzenie 2x szłam.
    "Było to naprawdę przyjemne uczucie i nie miałam ochoty wychodził z autobusu. Było tu zbyt wygodne i przyjemnie." - Wychodzić, 2x przyjemne.

    To tyle z tego co zauważyłam, przepraszam, że tak szczegółowo, ale chciałam pomóc. Co do opowiadania to jest bardzo ciekawe i zabieram się za czytanie 2 rozdziału. Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Opowiadanie wydaję mi się co raz ciekawsze, pięknie opisałaś uczucia, które targały Emily, łatwo było mi sobie to wszystko wyobrazić, a pomysł z zamieszkaniem w Kotle jak najbardziej przypadł mi do gustu.
    Pozdrawiam i idę czytać następne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziurawy kocioł :) Mam nadzieję, że tam w spokoju przetrawi swoją żałobę... Chciałabym, aby ktoś pomógł jej znieść tą stratę... Aby jej po prostu towarzyszył i pozwalał się wypłakać i wygadać, aby zwyczajnie miała w kimś oparcie.

    Lecę do rozdziału drugiego :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Och, trafiłam do Ciebie przypadkowo, ale strasznie się cieszę, bo sama prowadzę bloga o Severusie i jego córce:D
    Przez ten przypadek zyskałaś nową czytelniczkę :D
    Żal mi Emily, bo straciła matkę, a babcia okazała się straszną zołzą...a sądziłam,że każda babcia jest kochana :P
    Lecę czytać dalej!
    Pozdrawiam.
    pysiame

    OdpowiedzUsuń
  10. Podoba mi się to, że tak dobrze opisujesz uczucia Emily. I jeszcze ta wredna babcia! Jestem bardzo ciekawa co jest w tym liście.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Szablon by
InginiaXoXo