[05] To był dobry moment na wizytę w domu

03.11
Martwi mnie fakt, że nie widzę żadnych komentarzy pod najnowszym rozdziałem? Coś z nim nie tak, że nikt nie chce komentować? Nikt tu nie wchodzi? Nikogo już moje opowiadanie nie interesuje? Bo nie wiem, czy pisać to dalej dla was, czy to nie ma kompletnie sensu. Bo jakbym chciała to pisać tylko dla siebie, to bym tego nie publikowała. A nie lubię czegoś robić i nie mieć z tego żadnej satysfakcji.



Beta: Katja

Nie spodziewałam się takiego spotkania. Już dawno pogodziłam się z tym, że swoją najlepszą przyjaciółkę zobaczę dopiero w Hogwarcie, a tu, o dziwo, stała ona przede mną z szerokim uśmiechem na twarzy. Patrzyła na mnie równie zaskoczona, co ja na nią, pewnie tak jak ja nie spodziewała się tego spotkania. Nie czekając na nic, przytuliłam ją do siebie, byłam tak strasznie szczęśliwa, aż się popłakałam. Łzy spłynęły mi po policzkach i zniknęły w gąszczu jej blond loków. Kiedy się w końcu od siebie oderwałyśmy, przyjrzałam się jej dokładnie, jakbym nie widziała jej co najmniej od roku. To nic, że rozstałam się z nią miesiąc temu na peronie, dla mnie był to jednak strasznie długi okres czasu, ostatnie trzydzieści dni okropnie się dłużyło. Moja przyjaciółka jednak nic się nie zmieniła. Alice Walker, średniej wielkości blondyneczka o pięknych niebieskich oczach. Jej włosy zawsze zawijały się w śliczne sprężyste loki i często żałowałam, że moje nigdy się tak nie układały. Alice była najlepszą dziewczyną na świecie. Przebojowa, z tysiącem pomysłów na godzinę. Dla swoich znajomych bardzo miła i kochana, czasami zastanawiałam się, skąd ona bierze w sobie tyle pokładów tej dobroci. Nie lubiła, gdy ktoś jej przeszkadzał, swojej racji broniła jak lwica, mimo że czasami jej nie miała. Nie lubiła przyznawać się do błędów, które zresztą przez swoje roztargnienie często popełniała. Wydaje mi się, że ludzie w szkole nas lubili i liczyli się z naszym zdaniem, nie miałyśmy też wrogów ani większych spięć z innymi uczennicami. No, nie licząc pary zarozumiałych Ślizgonek.
 –  Emily! – krzyknęła blondynka. – Pisałam do ciebie, tyle listów wysłałam, a ty na żaden mi nie odpisałaś. Tą samą sową wracały one do mnie z powrotem – żaliła się, patrząc na mnie swoim surowym wzrokiem.
Nie wiedziałam, co mam jej powiedzieć, żadnych listów nie dostałam. I teraz nie wiedziałam, czy to sowa nie potrafiła mnie znaleźć, czy też profesor Snape żadnego listu do mnie nie odbierał. Było mi trochę głupio, na pewno musiała się bardzo martwić, a ja jej w ogóle nie poinformowałam. Ach, trzeba było wtedy wysłać jej list. W tej chwili jednak nie było to już ważne. Musiałam jakoś wybrnąć z tej sytuacji, nie chciałam jej wszystkiego opowiadać tutaj, wiedziałam, że powinnam, ale nie tu, nie na środku ulicy, gdzie ktoś mógł nas podsłuchać. Nie wiedziałam też, czy powiedzieć jej całą prawdę. Bałam się jej reakcji. Nie wiedziałam, jak zareaguje, to dla mnie to duży szok, a co dopiero dla niej.
 –  Naprawdę? Bo w sumie nie było mnie u babci... ale chyba nie będziemy o tym rozmawiać tutaj – powiedziałam dosyć szybko, trochę się zdenerwowałam.
Alice spojrzała na mnie niepewnie, wyczuła, że coś jest nie tak, wydawało mi się często, że ona zawsze wszystko wiedziała, ale przyjęła to do wiadomości, kiwając delikatnie głową. Chyba postanowiła zmienić temat, bo na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech.
 –  Tak? Byłaś w końcu w tej Francji? Myślałam, że skoro twoja mama umarła... - zaczęła, w połowie zdania się zacinając.
 –  Spokojnie – powiedziałam cicho. – Wiesz co, chodźmy na lody.
Alice zgodziła się i obie ruszyłyśmy w stronę Lodziarni Floriana Fortescue. Był to mały sklepik niedaleko przejścia pomiędzy Dziurawym Kotłem a Pokątną. Utrzymany w dojść jasnych, cukierkowych kolorach, a nad drzwiami stały zaczarowane dzieci, które, zajadając lody, machały do przechodniów i zachęcały ich do wejścia do środka. Kiedy już się tam weszło, trafiało się do wspaniałej krainy smaków i zapachów, chociaż nie tak cudownej, jaką było Miodowe Królestwo. Za drewnianą ladą stał pan Florian wraz ze swoim pomocnikiem i z radością obsługiwał kupujących. Obydwie podeszłyśmy do niego i zaczęłyśmy wybierać smaki lodów które chciałyśmy kupić.
 –  Co dla pań? – zapytał, posyłając każdej z nas uroczy uśmiech.
 –  Dwa razy po jednej gałce, jedna czekoladowa, druga wiśniowa – powiedziała Alice, podając mu odliczoną kwotę pieniędzy.
Nie musiałyśmy długo czekać, już po chwili siedziałyśmy przy stoliku zaraz pod ścianą, tak, że miałyśmy dobry widok i na ulicę, i na wejście do sklepu. Zapadła niezręczna cisza. Ja nie wiedziałam, jak zacząć, Walker też nie wiedziała, jak mnie o wszystko wypytać, a widziałam po niej, że ją korci. Ciekawość, to była jej najgorsza cecha. Zawsze wszystko chciała wiedzieć, czasem było to bardzo pomocne, a czasem denerwujące.
 –  Jak ci mijają wakacje? – zapytałam w końcu, chcąc przerwać tę ciszę.
Blondynka od razu zaczęła mówić. Okazało się, że spędziła ten czas z rodziną w swoim domku letniskowym. Poznała tam młodego czarodzieja, który ją podrywał, a ona miała wielką radochę z rozmowy z nim. Mimo miło spędzonego czasu, niektóre kwestie różniły ich przez jego pochodzenie z Durmstrangu i przedstawiane przez niego wartości moralne. Jak wiadomo, w jego szkole uczono czarnej magii, co niestety Alice się nie podobało, a on będąc zbyt wylewnym, nie zachowywał tych informacji dla siebie. Zresztą, jak sama Alice stwierdziła, wyszło w końcu na to, że chodziło mu tylko o jej wygląd, a kiedy opowiadała o Hogwarcie, to ten zamiast jej słuchać, patrzył tylko na jej piersi. Słuchając tych opowiadań, na chwilę zapomniałam o tym, co mnie spotkało. Cieszyłam się, że dziewczyna spędziła miło wakacje i że nie dała się zbyt pewnemu siebie chłopakowi, który, jak to określiła Walker, z twarzy przypominał bardziej pawiana niż człowieka. Kiedy jednak Alice skończyła, na mojej twarzy pojawiły się dziwny smutek i ból, których mimo największych starań nie potrafiłam ukryć.  
 –  Emily, co się dzieje? – zapytała w końcu blondynka. – Nie martw się, wszystko się ułoży.
 –  Nic się nie ułoży – odpowiedziałam z wyczuwalną złością w głosie.
Trochę się uniosłam, ale, mimo że bardzo cieszyłam się szczęściem przyjaciółki, trochę jej zazdrościłam, co wpłynęło na moje zachowanie. Alice chyba cały czas myślała, że chodzi tylko i wyłącznie o śmierć matki. Teraz jednak było coś więcej. Snape, mieszkanie samej w Dziurawym Kotle, zniszczone wyobrażenie idealnej matki przez kilka zdań wypowiedzianych przez profesora. Chyba wolałam żyć w przekonaniu, że moja mama była najlepszą kobietą pod słońcem, niż ze świadomością, że zachowywała się tak, jak to on określił. Pyszna, zabawiająca się uczuciami innych? Z moich ust wydobyło się ciche prychnięcie. Podparłam łokcie o stół, na dłoniach położyłam brodę, wpatrzyłam się przed siebie, przypominając sobie, że za kilka godzin znowu zostanę sama.
 –  Emily, co się dzieje? – Dziewczyna zapytała ponownie.
Alice siedziała obok i wpatrywała we mnie, powoli zajadając swoje lody. Czuła, że nie chcę rozmawiać na ten temat, ale była bardzo przejęta i chciała, abym jej powiedziała co się dzieje. W sumie to jej współczułam, nie chciała mnie denerwować, ale ciekawość wygrywała.
Coś mnie tknęło, czułam się tak, jakbym miała się zaraz rozpłakać. Miałam dość siedzenia w tym cukierkowym, słodkim królestwie i przyglądania się rozbawionym dzieciom, którzy wraz z rodzicami przyszli tu, aby zjeść lody. Ich szczęście denerwowało mnie. Wstałam, przeszłam obok przyjaciółki i jak gdyby nigdy nic wyszłam z lodziarni. Zdezorientowana dziewczyna wybiegła za mną, ale nie zatrzymałam się. Poczułam, że muszę się przewietrzyć, odetchnąć trochę świeżym powietrzem. Naciskanie Alice, rozbawione twarze młodych przyszłych czarodziei sprawiło, że znowu mój humor, jakikolwiek on nie był, prysnął jak bańka mydlana. Szłam przed siebie, sama nie wiedząc dokładnie, dokąd. Kroczyłam powoli, tak, że Alice spokojnie mnie dogoniła. Kiedy to zrobiła, nie odezwała się do mnie słowem. Wyszłyśmy z Pokątnej, przeszłyśmy przez Dziurawy Kocioł i wyszłyśmy na niemagiczną część Londynu.
Ulice jak zawsze tętniły życiem, ludzie śpieszyli się gdzieś, na chodnikach był więc tłok, który strasznie mnie denerwował. Samochody stały w korkach, co chwilę trąbiły klaksony, kierowcy krzyczeli albo ogłuszał nas sygnał jeżdżących mugolskich uzdrowicieli w pojazdach, które próbowały przecisnąć się przez podwójny wężyk samochodów.
Poszłyśmy chodnikiem, przeszłyśmy przez jedne pasy, potem drugie. Po kilkunastu minutach trafiłyśmy do parku niedaleko mojego domu. Lubiłam to miejsce, kiedy byłam mała, często bawiłam się w nim z innymi dziećmi. Mama nie robiła mi problemów, że spędzam czas z mulogami, a i ja miałam zabawę. Od jej śmierci nie byłam w domu, bałam się tam iść sama, między innymi dlatego nie przyszłam tutaj, kiedy babcia wyrzuciła mnie na bruk. Czułam jednak, że dzisiaj jest to odpowiedni moment.
 –  Opowiem ci wszystko, ale w domu. Pójdziesz ze mną? – zapytałam.
Alice zdziwiona spojrzała na mnie, na początku chyba nie zrozumiała sensu moich słów, ale po chwili zgodziła się. Przeszłyśmy więc przez park, do którego trafiłyśmy, i stanęłyśmy przed starym szeregowcem. Zbudowany z czerwonej, już kruszącej się cegły, dach pokryty był czarną dachówką, zaś przed wejściem do domów stały małe ogródki, którymi gospodarze mogli się zajmować. Mój nie był jakoś specjalnie ukryty, stał pomiędzy dwoma innymi należącymi do mugoli.
Akurat kiedy szukałam w torebce klucza, drzwi sąsiadów otworzyły się. Na dwór wyszła dziewczyna w moim wieku. Widząc mnie, pomachała mi i podbiegła bliżej.
 –  Och, Emily! Tak strasznie mi przykro z powodu twojej mamy. Chcieliśmy iść na pogrzeb, ale nie wiedzieliśmy, gdzie się miał odbyć – mówiła dziewczyna, chcąc usprawiedliwić swoją i rodziny nieobecność.
 –  Dziękuję, to było daleko, moja babcia wszystko organizowała – odpowiedziałam uprzejmie, musiałam jednak szybko zakończyć tę rozmowę. – Wiesz, w sumie to się śpieszę.
Dziewczyna posmutniała, wiedziałam, że potraktowałam ją trochę zbyt ostro, ale tak będzie dla niej lepiej. Czułam, że więcej się nie spotkamy. Zrozumiała chyba tę sytuację. Powiedziała coś jeszcze, że w sumie ona też jest umówiona z chłopakiem i musi już iść. Przytuliła mnie, pocałowała w policzek, a potem odeszła. Było mi przykro, od małego bawiłam się z nią na podwórku, ale niestety, takie było życie.
 –  Kto to? – zapytała Alice, kiedy dziewczyna zniknęła za rogiem.
 –  Koleżanka z dzieciństwa – odpowiedziałam.
W końcu znalazłam klucz, przeszłam przez furtkę, wspięłam się po małych schodkach i stanęłam przy drzwiach. Otworzyłam je, a następnie weszłam wraz z przyjaciółką do środka.
Było to naprawdę ładnie urządzone miejsce. Stałam w przedpokoju, w małym, podłużnym pomieszczeniu ze schodami na górę. Na ścianach wisiało dużo ruchomych obrazów, w kątach stały rośliny, które pokryły się warstewką kurzu. Przez dłuższą chwilę patrzyłam przed siebie, nie bardzo wiedząc od czego zacząć. Do moich nozdrzy dotarł bardzo przyjemny, dobrze mi znany zapach, który powodował ucisk w gardle i momentalną chęć rozpłakania się. Przecież to właśnie tym zapachem pachniała mama. Wzięłam kilka głębszych wdechów, rozejrzałam się, blondynki nie było obok mnie. Weszłam do salonu. Alice siedziała na kanapie i wpatrywała się w wyłączony telewizor, po chwili wstała i zaczęła krążyć po pokoju, przyglądając się kolejnym zdjęciom. Walker była już tu kiedyś, spędziła ze mną całe wakacje kilka lat temu i miała okazję poznać moją mamę. Jednak od jej ostatniego pobytu tutaj dużo się zmieniło.
 –  Emily – powiedziała Alice. – To ty?
Przeszłam przez cały pokój, podeszłam do niej i spojrzałam na zdjęcie. Przedstawiało ono mnie i mamę w ostatnie święta, miałam ładnie ułożone włosy, więc może dlatego Alice mnie nie poznała.
Po policzku popłynęły mi łzy. Zdjęłam obraz z ściany i przytuliłam go do siebie. Znowu się rozpłakałam. Przyłożyłam czoło do ramienia przyjaciółki, licząc na to, że zostanę przytulona. Tak bardzo brakowało mi ciepłego dotyku, którym byłam obdarzana przez mamę. A ten Snape mówił, że była ona zupełnie inna. W ogóle jej nie znał!
Blondynka widząc, że przytulam się do niej zapłakana, objęła mnie ramieniem. Zaprowadziła mnie do kanapy, usiadłyśmy na niej, dziewczyna pozwoliła mi się uspokoić. Patrzyłam przed siebie, tak jak ona jeszcze przed chwilą, w telewizor. Pokój ten, nie licząc ruszających się zdjęć, wyglądał całkiem mugolsko. Wcześniej wspomniany telewizor, który bez większych problemów odbierał zwykłe programy, meble kupione w mugolskich sklepach, niebieskie firanki zwisające od sufitu aż do ziemi. Bardzo lubiłam to pomieszczenie, nigdy się ono nie zmieniało, ale nigdy też mi się też nie znudziło. Uwielbiałam je, po prostu.
Kiedy w końcu się jakoś uspokoiłam i odsunęłam od przyjaciółki, i rozejrzałam się po obrazach. Wszystkie postacie na nich patrzyły na mnie z żalem, nie wiedząc chyba za bardzo, co mają powiedzieć. Były to zdjęcia przede wszystkim rodziny, która nie odsunęła się od mamy i zawsze nas wspierała, większość już niestety nie żyła.
 –  Emily, podejdź tu – usłyszałam.
Odezwała się do mnie ciocia Betty. Wstałam z kanapy i podeszłam bliżej.
 –  Tak bardzo nam przykro, ale musisz być silna. Rozumiesz? Jeśli będziesz kiedyś potrzebować pomocy, to pamiętaj, że masz nas – powiedziała, na co ja pokiwałam delikatnie głową. – Może jesteśmy obrazami, ale mamy swój rozum i zawsze ci pomożemy.
Słowa cioci były dla mnie naprawdę ważne, cieszyłam się, że chociaż część rodziny jest ze mną. Nie to, co moja babcia.
 –  Chodź na górę – powiedziałam do Alice.
Obydwie weszłyśmy na piętro. Korytarzyk tutaj był bardzo podobny do tego na dole. Na przeciwko schodów znajdowało się wejście do pokoju mamy. Nie dałam rady oprzeć się i weszłam do środka.
Bywałam tam dosyć rzadko, ponieważ już dawno przestało interesować mnie to, co mama trzymała w swoim pokoju. Wychodziłam z założenia, że to jej rzeczy i mi nic do tego. Tak samo ja jej nie pozwalałam wchodzić bez pytania do siebie, tak więc teraz nie bardzo wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy po wejściu do pomieszczenia, to zielone ściany. Takiego koloru mama sobie kiedyś zażyczyła, stwierdzając, że przecież zielony uspokaja. W pokoju stały jasne meble, duże dwuosobowe łóżko zajmowało ponad połowę wolnej przestrzeni, a podłoga była wyłożona drewnem. Na ścianach i na komodzie stały kolejne zdjęcia z każdego etapu mojego życia. Od narodzin, pierwsze pójście do Hogwartu, pierwszy przelot na miotle w wakacje po pierwszej klasie, wyjazd do Stanów i kolejne z ostatnich świąt. Widząc to poczerwieniałam, nie spodziewałam się takiej ilości pamiątek na wierzchu. Kiedy ostatni raz tu byłam, tyle tego tu nie było. Musiała mnie bardzo kochać, skoro to wszystko wystawiła. Znów poczułam, że zaraz się rozpłaczę, widok mnie nieświadomej tego, co się niedługo wydarzy i roześmianej twarzy mamy sprawiał mi okrutny ból. Wchodzenie do tego pokoju nie było chyba najmądrzejszym pomysłem. Zerwałam się z miejsca i wyszłam stamtąd szybciej, niż tam weszłam.
Wpadłam do swojego pokoju, rzuciłam się na łóżko i ukryłam twarz w poduszkach. Dookoła zaczęły unosić się drobinki kurzu i to właśnie przez ciche kichnięcie zorientowałam się, że nie jestem już w pokoju sama. Alice weszła do pomieszczenia za mną, usiadła na łóżku obok i gładząc mnie po głowie, rozglądała się. Od jej ostatniej wizyty tutaj nie zmieniło się zbyt wiele. Te same jasnofioletowe ściany, duże, dwuosobowe łóżko, szafa, komoda i biurko. Żaden nowy sprzęt nie przybył, nic też nie ubyło. No, może tylko ściany były inaczej udekorowane proporczykami Ravenclawu zdjęciami zrobionymi w szkole i obrazami.
 –  Opowiesz mi w końcu, co się dzieje? – zapytała Alice, kładąc mi rękę na ramieniu.
Popatrzyłam na nią i westchnęłam cicho. Skoro obiecałam, to nie mogłam się teraz nie wywiązać. Bałam się tego jednak, nie wiedziałam, jak zareaguje, to mógł być dla niej wielki szok, tak jak dla mnie wtedy. Podniosłam się, usiadłam naprzeciwko niej i zaczęłam bawić się narzutą, gniotąc kawałek materiału w dłoni.
 –  Ja nie mieszkałam z babcią w te wakacje – powiedziałam szybko. – Wyrzuciła mnie z domu zaraz po pogrzebie.
Nie patrzyłam Alice w oczy, nie wiedziałam, jak zareagowała na pierwszą część opowieści. Nie mogłam powiedzieć jej od razu wszystkiego, to byłoby zbyt dużo, a informacje przecież trzeba dawkować.
 –  Ja nie wiem, jak ja mam ci to opowiedzieć – zaczęłam. – Na pogrzebie dostałam list od mamy, z którego dowiedziałam się, że mój ojciec wcale nie żyje, tylko...
Nie mogło mi to przejść przez gardło, Alice chwyciła mnie za ramię i szarpnęła trochę za mocno, bo aż mnie zabolało. Chciała mnie popędzić, chciała, abym w końcu to wszystko z siebie wykrztusiła.
 –  No mów! – ponagliła mnie.
 –  Profesor Snape jest moim ojcem. Nie wiedziałam tego, w liście też nie było napisane! Ale był adres... a ja tam pojechałam. A to był jego dom – powiedziałam w końcu.
Z ust Walker wydobył się cichy jęk, szybko zasłoniła je dłonią. Popatrzyłam na nią w końcu ze łzami w oczach, ale ona już nie siedziała obok mnie. Wstała, zaczęła krążyć po pomieszczeniu. Wyglądała na naprawdę zdezorientowaną, to chodziła, to przystawała, patrzyła na mnie, zaczynała kręcić nerwowo głową i znów zataczała kółko, aby po raz któryś z kolei minąć mnie w czasie swojej przechadzki. Chwilę to trwało, ja się nie odzywałam i ona też nie. Położyłam się na łóżku, skuliłam i patrzyłam przed siebie trochę otępiałym wzrokiem.
 –  To nie możliwe... Profesor Snape twoim ojcem? Znaczy chodziły plotki, że... – zaczęła, szybko przerywając.
 –  Plotki? – zapytałam.
Momentalnie się podniosłam. Nigdy przecież nie słyszałam o żadnych plotkach, a ona nagle wyskakuje mi z takim czymś, jakbym miała mało problemów na głowie. Zmarszczyłam brwi, patrzyłam na nią, nie wiedziałam, czy z większą ciekawością, czy zdenerwowaniem.
 –  No, kilka lat temu coś gadali, że jesteś do niego podobna. No i talent do eliksirów, mówią, że jesteś lepsza niż Granger.
Westchnęłam cicho, czyli jednak było coś widać. Ja podobieństwa nie znalazłam, może dlatego, że swoją twarz znałam od zawsze? Dziwiło mnie, że nic takiego do mnie wcześniej nie dotarło, chyba bardzo dbali o to, żebym niczego się nie dowiedziała. Spojrzałam ze złością na Alice, nie bardzo wiedząc, co mam powiedzieć. W końcu wzięłam głębszy wdech, musiałam wyjaśnić z nią jeszcze jedną sprawę.
 –  Po pierwsze – zaczęłam – dlaczego mi nic nie powiedziałaś?
 –  Przepraszam – odpowiedziała tylko.
 –  Heh, zresztą nie ważne. Po drugie, pamiętaj, nikt nie może się o tym dowiedzieć. Ani twoi rodzice, ani nikt ze szkoły, rozumiesz? To bardzo ważne.
Alice pokiwała głową; miałam nadzieję, że zrozumiała, że nikt to naprawdę znaczy nikt.
W domu spędziłyśmy jeszcze kilka godzin, wzięłam trochę więcej swoich rzeczy, trochę posprzątałam, podlałam rośliny. Alice, speszona informacjami, które mi przekazała, zaszyła się w salonie i pooglądała mugolską telewizję, twierdząc, że nieprędko będzie miała znowu taką okazję.
Po południu stałyśmy już przed domem, w dłoni trzymałam dodatkową walizkę z ubraniami. Alice poszła na zwiady, sprawdzić, czy aby na pewno nikt nam się nie przygląda, a ja postanowiłam zabezpieczyć jakoś dom przed ciekawością mugoli.
 –  Colloportus – powiedziałam, celując w zamek od drzwi.
 –  Idziemy? – zapytała mnie Alice.
Kiwnęłam głową, a następnie ruszyłyśmy w stronę jednej z pustych uliczek. Alice stanęła na krawężniku i wyciągnęła przed siebie różdżkę.
 –  Może pojedziesz do mnie do domu? – zapytała Walker.
 –  Nie wiem czy mogę, profesor Dumbledore kazał mi zostać w Dziurawym Kotle. I tak cudem udało mi się wyrwać z domu profesora – odpowiedziałam. – Spotkamy się na peronie. Będę pisać.
Błędny Rycerz pojawił się w tej samej chwili, podeszłam do przyjaciółki, przytuliłam ją bardzo, bardzo mocno, a następnie obserwowałam, jak wsiada do pojazdu i odjeżdża. Ja nie pojechałam razem z nią, zaraz i tak musiałabym wysiadać, a chwila spaceru na pewno dobrze mi zrobi. Było mi tylko przykro, że nie mogę spędzić z nią reszty wakacji, ale tak będzie lepiej dla niej. Nie chciałam psuć jej ostatniego miesiąca swoim złym humorem.

***
W końcu rozdział jest. Zbetowany przez nową betę, Katję, której za to bardzo dziękuje. Z bety Taimi zrezygnowałam, bo przepraszam bardzo, ale czekanie trzy tygodnie na jakikolwiek odpis, to trochę zbyt długo. I tak się zresztą nie doczekałam. Standardowo, jeśli widzicie jeszcze jakiś błąd to mówicie, jest już u mnie dwunasta w nocy i mogłam coś przeoczyć. Mam nadzieję, że nie, ale jeśli jednak, to przepraszam. Nowy rozdział, specjalny, o życiu matki Emily i Severusa powinien pojawić się za jakiś miesiąc. Ciągle, praktycznie dzień w dzień siedzę i się uczę z biologii i chemii. trochę tego jest.
A już tak na sam koniec, pragnę wam przypomnieć, że zapraszam was wszystkich na forum, którego bannery rozrzucone są po całym blogu. Szukamy postaci kanonicznych, aktualnie jet bal halloweenowy, zaraz potem będzie lekcja i spotkanie klubu Ślimaka prowadzone przeze mnie, tak więc chętnych zapraszam!
Pozdrawiam was wszystkich serdecznie i do zobaczenia!

15 komentarzy:

  1. Kurczę muszę Cię przeprosić. To, że pod poprzednim rozdziałem nic nie napisałam, a na komentarz pod tym musiałaś długo czekać mogę usprawiedliwić tylko tym, że byłam trochę w rozjazdach, a nie chciałam, czytać Twojego bloga na szybko i byle jak, tylko się na tym skupić żeby móc potem napisać coś konkretnego.

    Dobra, koniec ględzenia o sobie.
    Oba rozdziały były świetne. W czwórce do gustu bardzo przypadł mi opis Dziurawego Kotła. W piątce chyba lodziarni. Bardzo trafny. Ale opisy Alice i domu Emily też mi się podobały (szczególnie mówiący obraz cioci Betty).
    Z błędów to rzuciła mi się w oczy tylko literówka w słowie "Durmstrang", gdzie zjadłaś "r". Sprawdzałam w Czarze.

    Co do ilości komentarzy tutaj to też jestem szczerze zdumiona. Najbardziej boli mnie fakt, że na blogach gdzie aż się roi od Mary Sue i braku logiki jest kupa komentarzy, obserwatorów i czytelników, a na blogach dobrych jak na lekarstwo. Wiem z doświadczenia jak beznadziejnie się pisze bez motywacji i konstruktywnej krytyki. Podziwiam Cię też za to, że dajesz radę godzić szkołę z szybkim (jak dla mnie) dodawaniem kolejnych rozdziałów, które są na dodatek bardzo dobre. Bardzo się cieszę, że znalazłam Twojego bloga, bo nie ma jak to mieć co poczytać.
    Myślę, że czyta go całkiem sporo osób, ale do jednej możesz być pewna na 100%.

    Gorąco pozdrawiam, przytulam i zachęcam do dalszego pisania
    ~Dawna Strzyga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje :) Myślałam już, że nikt do mnie nie zagląda. Naprawdę się zdziwiłam, bo zazwyczaj komentarz jakiś praktycznie do razu, na drugi dzień się pojawiał. A tu ani widu, ani słychu. Ciesze się, jednak, że ktoś się znalazł :)
      Ciesze się, że ci się podobało, literówkę zaraz poprawię. Możliwe, że umknęło.
      Pozdrawiam i zapraszam ponownie za jakiś miesiąc na kolejny rozdział :)

      Usuń
    2. Przeczytam na pewno, nawet jak nie odezwę się od razu jak było tym razem (ale się postaram).

      Ilość komentarzy pod tym rozdziałem faktycznie zaskakująca. Tym bardziej, że 41 osób Cię obserwuje.

      Usuń
    3. No cóż, co ja poradzę :( Nie będę do każdego obserwującego mnie wbijać na konto i na blogach informować, że jest nowy rozdział. Po to jest ta opcja, żeby sami zauważyli, kiedy pojawiło się coś nowego.

      Usuń
  2. Dobra, widzę ten wpis o, u góry, to dam znać, że żyję i jestem :)
    Ze swoim opowiadaniem idę w tempie żółwim... Nie chcę zwalać winy na obowiązki szkolne, ale... chyba będę musiała.

    Ostatnio postanowiłam wziąć się za siebie i nadrobić zaległości ;) Jutro jadę na konkurs z matematyki (kolejny :D) i podobno będziemy z godzinę czekać na dworcu, więc zamierzam sobie w międzyczasie rozdział doczytać, więc bardziej konkretny komentarz dodam jutro, ew. pojutrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, poczekam ;) Powodzenia na konkursie! :)

      Usuń
    2. Dzięki :D W sumie to prawie wygrałam. Tak, prawie, prawie, ale jestem zadowolona ;)
      Rozdział dobry.. Może trochę mało w nim akcji, ale właściwie za bardzo mi to nie przeszkadzało. Dobrze, że skupiłaś się na relacji Emily-Alice. Bądź co bądź, dla głównej bohaterki przyjaciółka jest teraz najbliższą żyjącą osobą.

      Czekam na dalszy ciąg, a szczególnie na historie z przeszłości mamy Emily :)

      Usuń
    3. Tak, tak, to już będzie następny rozdział ;) Pojawi się gdzieś pewnie za miesiąc. Mam nadzieję, że do tego czasu frekwencja moich czytelników wzrośnie <3

      Usuń
  3. W końcu dopadłam bloggera i zobaczyłam twój wpis gdy przeglądałam cóż mnie ominęło. Od razu oczywiście weszłam do Ciebie na bloga. Swoją drogą, u mnie też zbyt wielu czytelników nie mam, mimo, że na początku było ich znacznie więcej, ale gdy na przykład przestałaś komentować moje rozdziały, uznałam, że straciłaś zainteresowanie moim opowiadaniem, o ile takowe kiedyś w ogóle istniało ;) Twoje czytam bo je po prostu bardzo lubię i jestem do niego jakoś tak dziwnie przywiązana :) Jednak od pierwszego września jestem w nowej szkole i mam urwanie głowy z nadrabianiem materiału, z tego powodu między innymi przestałam pisać opowiadania, w weekendy jestem w rozjazdach odcięta od internetu i laptopa. Tak więc jak tylko znajdę czas od razu nadrobię zaległości :) Promis.
    Ps. Ten szablon jest dla mnie zbyt jasny, poprzedni był moim zdaniem po prostu idealny do historii Emily, to tak tylko przy okazji ;)
    Pozdrawiam! :*
    Dawna Joy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co miałam czytać, skoro Zakazane-wspomnienie przestałaś pisać? :( No chyba, że jest jakieś opowiadanie, o którym nie wiem? XD

      Usuń
    2. Zakazane spojrzenia kochana ;) Opowiadanie jedno jest w planach, ale na razie nie mogę się uporać z nawalającym bloggerem.

      Usuń
    3. Nawala ci blogger? Mi wszystko działa okej o.O Apropo szablonu co mówiłaś, że poprzedni był lepszy - jutro powinien pojawić się nowy :D Jak dla mnie jest śliczny <3

      Usuń
  4. Witam!
    Może od początku Cię przeproszę, ponieważ w ogóle nie widać mnie na blogu. Niestety, nie mam czasu na własne pisanie bloga, a co dopiero na napisanie porządnego komentarza.

    Rozdział jest świetny! Ciekawi mnie, nawet bardzo, jak potoczą się dalsze losy Emily.
    Zresztą mówiłam Ci, jak kocham twoje dialogi i opisy? Love, love, love!

    Niestety, muszę już lecieć się uczyć na poprawkę z niemieckiego.

    Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam. Pod 6 rozdziałem, napiszę coś więcej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje ci bardzo :) Cieszę się, że się podoba :) Powodzenia na poprawie!

      Usuń
  5. Przeczytałam całe twoje opowiadanie i mam nadzieję, że go nie porzuciłaś, kiedy następna notka? Bo bardzo bym chciała poczytać *_*
    A rozdział cudowny, jak zresztą pozostałe ;D

    OdpowiedzUsuń

Szablon by
InginiaXoXo