Beta: Katja
Była
jesień. Hogwarckie tereny zaczęły zmieniać swój wygląd. Jako
pierwsza swoje liście zgubiła Bijąca Wierzba, która jak co roku
ogłaszała w ten sposób przyjście nowej pory roku. Od tamtego
czasu wszystko przebiegało już prosto. Trawa na błoniach zmieniła
swój kolor, przerzedziła się trochę i oczekiwała już na
przyjęcie pierwszego śniegu; drzewa przy skraju Zakazanego Lasu
powoli zaczęły zmieniać kolor liści i gubić je, tworząc piękny,
różnokolorowy dywan, zapraszający do zagłębienia się w tę
mroczną część Hogwartu. Coraz rzadziej można było spotkać
młodych czarodziejów siedzących na ławeczkach i pniach,
wygrzewających się w promieniach słonecznych. Wybierali oni bowiem
ciepłe zakamarki pokoi wspólnych, ewentualnie korytarze lub
opuszczone sale i rzadko kto bez przymusu wychylał nos za wielkie
drzwi. Już schodzenie na dół, do lochów, na lekcje eliksirów,
było wielkim wyzwaniem, ponieważ tam temperatura spadła jeszcze
bardziej i nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak mamy tam
funkcjonować. Gdyby nie palniki pod kociołkami, zapewne
zamarzlibyśmy na śmierć albo co gorsza – pochorowalibyśmy się.
W tym roku jesień była sroga, szybko
się zaczęła, katując nas dzień w dzień wichurami, deszczem i
mgłą. Próżno było szukać słońca na niebie, a jeśli już
wychodziło, to z samego rana, na góra kilka godzin. Szybko chowało
się za szarymi chmurami, odbierając energię nawet najbardziej
pozytywnie nastawionym ludziom.
Był listopad, w Hogwarcie unosiła się
jeszcze atmosfera ostatniego Hallowen, ale coraz bardziej zbliżały
się świąta Bożego Narodzenia oraz powrot do domu na ferie. Każdy
powtarzał już sobie, że byle do grudnia, byle do świąt, byle do
wyjazdu. Chociaż tak naprawdę nikt nigdy nie chciał opuszczać
murów szkoły na święta, bo w tym miejscu były najmagiczniejszym
czasem na świecie.
Ale póki co nadal trał Listopad. Póki
co trzeba było skupić się na zajęciach, na lekcjach, które lada
chwila miały się rozpocząć. Siedzieliśmy wspólnie ze znajomymi
przy jednym ze stołów Krukonów i jedliśmy śniadanie. Przyszedł
akurat moment, kiedy sowy wlatywały przez okna w dachu Wielkiej Sali
z pocztą dla uczniów. Przed częścią pojawiały się gazety
„Proroka Codziennego”, inni znowuż dostawali listy od swoich
rodziców. Ja od dłuższego czasu na nic nie czekałam i nawet już
się do tego przyzwyczaiłam, dlatego ogromnym zaskoczeniem było dla
mnie, gdy przy moim talerzu w tostem usiadła mała puchata sowa.
– A to co? – zapytała zdziwiona
Alice z pełnymi ustami.
Nic nie odpowiadając wzięłam liścik
z dzioba ptaka, ten jednak nie poczekał na odpowiedź i czym prędzej
odleciał. Otworzyłam zawiniątko i przeczytałam jego zawartość.
Dziś po zajęciach w moim gabinecie.
S. Snape.
– A czego on chce znowu? –
usłyszałam nad swoim ramieniem.
Nawet nie poczułam, że blondynka
zagląda mi do listu. Szybko zwinęłam go w kulkę i schowałam do
kieszeni. Wzruszyłam beznamiętnie ramionami.
– Pójdę to się dowiem, ale mam
jakieś złe przeczucia – powiedziałam.
Nie wiedziałam, o co mojemu ojcu
chodzi. Od dłuższego czasu w ogóle się do mnie nie odzywał, było
mi, nie wiem jak jemu, z tym bardzo dobrze, a teraz co? Tak nagle
każe mi do siebie przyjść? Też mi coś. Byłam bardzo ciekawa,
czego chce, ale też bardzo tym zdziwiona i trochę... zdenerwowana?
– Waiss? Co to za tajemnicze
liściki? Od wielbiciela? – usłyszałam za sobą.
Odwróciłam się, za moimi plecami
stał Draco ze swoją wielką świtą. Uniosłam jedną brew i
wstałam, byłam od niego starsza, ale trochę niższa. Nie
przeszkadzało mi to jednak w mierzeniu się z nim.
– A co? Zazdrosny? – zapytałam
złośliwie. – No tak, w końcu kto by wysyłał jakieś listy
takiemu pajacowi jak ty. Przecież wszyscy wiedzą, że ty nawet
czytać nie potrafisz...
– Nie podskakiwałbym tak, w
przeciwieństwie do ciebie ja wiem, do kogo ta sowa należy –
odpowiedział mi, następnie odwrócił się i, mówiąc coś do
swoich znajomych, odszedł.
– Myślisz, że naprawdę wie? -
zapytała Alice.
Spojrzałam na nią i ponownie
wzruszyłam ramionami.
– Nie mam pojęcia.
Dzisiejszy dzień minął mi pod
znakiem niepewności, czekania i pewnego rodzaju zdenerwowania. Nie
bardzo mogłam skupić się na zajęciach, myślami ciągle krążyłam
w okolicach gabinetu profesora Snape'a i nie mogłam pozbyć się
myśli, że to nie będzie spotkanie na zasadzie „cześć,
córeczko, dawno cię nie widziałem”. Co to, to nie. Prędzej by
mi nogi centaura wyrosły niż usłyszałabym takie słowa od tego
człowieka.
Tuż po dzisiejszych zajęciach swoje
kroki skierowałam do lochów. Dziwnie się czułam, tak niepewnie
idąc tam i nie wiedząc, z jakiego powodu. Czyżby się ktoś obcy
dowiedział o naszym sekrecie? Alice się wygadała i teraz ja mam za
to ponieść konsekwencje? Przełknęłam ślinę, będąc już po
drzwiami do jego gabinetu, poczekałam, aż korytarz opustoszeje, a
następnie zapukałam.
– Wejść – usłyszałam.
Nacisnęłam klamkę i uchyliłam
drzwi. Ku mojemu zaskoczeniu profesor Snape miał towarzystwo.
– Dzień dobry, dyrektorze,
profesorze – przywitałam się z nimi.
Nie ukrywałam swojego zaskoczenia.
Czyli jednak sprawa była na tyle poważna, że aż został w to
wciągnięty sam dyrektor. Strasznie mi się to nie podobało.
Profesor Dumbledore jednak nie wyglądał na zdenerwowanego, lekkim
skinieniem ręki kazał mi tylko usiąść na krześle przed
biurkiem. Wykonałam jego polecenie.
– Cieszę się, że przyszłaś –
zaczął.
– Dostałam rano wiadomość, ta
sowa należała do pana? – zapytałam, patrząc na Severusa. Nie
otrzymałam żadnej odpowiedzi.
– Na pewno jesteś bardzo ciekawa,
czemu poprosiliśmy cię o przybycie – kontynuował dyrektor. -
Życie wielu czarodziejów i mugoli jest zagrożone, to, co się
dzieje... Nasza przyszłość zależy od nas. I tylko my jesteśmy w
stanie ją zmienić.
Słuchałam uważnie. Byłam bardzo
zaskoczona słowami Dumbledore'a, wiedziałam, co dzieje się w
czarodziejskim świecie, ale nie sądziłam, że cokolwiek z tego
mogło mieć coś ze mną wspólnego. Patrzyłam na mężczyznę z
zainteresowaniem, czekając na dalsze wyjaśnienia.
– Właściwie to najbliższa
przyszłość zależeć będzie od dwóch twoich szkolnych kolegów,
Harry'ego i Dracona Malfoya.
– Draco? – zapytałam. – Ale co
ja mam z nimi wspólnego?
– Może nie zabrzmi to zbyt dobrze,
ale...
– Potrzebujemy szpiega –
powiedział krótko i wyraźnie Severus.
Zmarszczyłam brwi. Szpiega? I ja mam
być tym szpiegiem? Przecież było tylu czarodziei, którzy mogli
mieć w tej wojnie jakieś swoje korzyści, dlaczego nie wykorzystają
kogoś innego?
– Ponieważ jesteś moją córką i
to na tobie ciąży ta odpowiedzialność – odpowiedział mój
ojciec tak, jakby czytał mi przed chwilą w myślach.
– Co mam zrobić? – zapytałam
niepewnie.
Profesor Dumbledore uśmiechnął się
nieznacznie, podszedł do mnie i położył dłoń na ramieniu.
Ścisnął je delikatnie tak, jakby starał się dodać mi otuchy. Od
razu zrobiło się jakoś przyjemniej na sercu.
– Musisz zbliżyć się do Harry'ego
oraz do Dracona, ale tak, aby jeden o drugim się nie dowiedzieli.
Dracona masz pilnować, aby wszystkie swoje zadania wykonywał
poprawnie. Gdy się do niego zbliżysz, na pewno je poznasz.
– A co z Potterem? – spojrzałam
na dyrektora.
– Dowiaduj się, co ma w planach, o
czym myśli i co na ten temat sądzi, potem przychodź z tym do
mnie. Muszę mieć pewność, że nic nie zawiedzie. Od tego zależy
życie wszystkich czarodziejów.
Idąc korytarzem, nadal myślałam na
temat tego, czego się dzisiaj dowiedziałam. Dziwne, że to właśnie
mnie przypadło to zadanie. Ale czy to nie oznaczało, że mój
ojciec mi ufa? Chociaż równie dobrze mogli mnie wybrać na
polecenie dyrektora. Dlaczego to musiało być tak skomplikowane?
W pewnej chwili kątem oka zauważyłam
coś dziwnego co śmignęło po korytarzu. Rozejrzałam się, bo
wydawało mi się, że jestem tutaj całkiem sama. Uznałam jednak,
że po prostu mi się przewidziało, odwróciłam się, by ruszyć
dalej, przede mną jednak stanął Draco Malfoy. Przypadek? –
pomyślałam.
– Śledziłeś mnie? – zapytałam,
chociaż nie oczekiwałam odpowiedzi.
– To już któryś raz gdy znikasz w
gabinecie Snape'a, czyżby wielka mistrzyni eliksirów potrzebowała
pomocy, bo stary Slughorn za mało tłumaczy?
Zmrużyłam oczy. Uderzał w czuły
punkt, ale ja nie mogłam pozwolić sobie na wybuch teraz. Patrzyłam
na jego cwany uśmieszek, wzięłam głębszy wdech.
– Można tak powiedzieć... chociaż
nasze spotkania nie polegają na ważeniu eliksirów.
Sama nie wiedziałam, co mówię, słowa
jakby same wychodziły z moich ust. To spotkanie – coś czułam, że
nie było kompletnie przypadkowe, a Draco węszy już od dłuższego
czasu. Nie mogłam go zniechęcić, przecież miałam się zbliżyć.
– Prawdę mówiąc, Draco, nie chcę
mieć w tobie wroga – zaczęłam, robiąc krok do przodu.– Mam
takie same poglądy, jak ty, twoja rodzina, profesor Snape mi to
uzmysłowił. Mogę ci pomóc, Czarny Pan się nie dowie. Wszystkie
zasługi przypadną tobie...
Nie wiedziałam, jak chłopak na to
zareaguje. Po jego mimice widać było jednak, że bardzo go
zaskoczyłam. Przybliżyłam się jeszcze trochę. Spojrzałam mu w
oczy. Miały piękny szary odcień. Jeśli tak na niego spojrzeć,
był bardzo przystojnym już mężczyzną. Żal mi się go zrobiło,
że musiał robić coś takiego.
– Czego chcesz? Skąd wiesz? –
zapytał ze złością.
– Sam powiedziałeś, że często
spotykam się z profesorem Snapem. Naprawdę myślałeś, że ważymy
tam eliksiry? Wprowadza mnie w wasz świat i chce, abym ci pomogła.
Zrozum, gdyby on miałby ci pomagać, ten stary głupiec –
powiedziałam, na chwilę się zatrzymując, źle czułam się,
mówiąc tak o Dumbledorze – mógłby się czegoś domyślić.
Mnie nikt nie będzie podejrzewać...
Chłopak odsunął się ode mnie.
Obrócił się na pięcie i czym szybciej odszedł. Stałam przez
kilka chwil w miejscu. Nie do końca wiedziałam, czy na pewno dobrze
zrobiłam, ale nie mogłam stracić tej szansy. W końcu kto wie, czy
miałabym jeszcze okazję spędzić z nim chwilę sam na sam? Będę
musiała go obserwować i czekać na odpowiedź. Dyrektor stwierdził,
że to podziała. Miałam nadzieję, że miał rację.
Kiedy wróciłam do pokoju wspólnego,
Alice już na mnie czekała. Liczyła na to, że coś jej opowiem, a
ja obiecałam, że nikomu nie pisnę słówka. Nie mogłam zdradzić
obietnicy danej dyrektorowi.
– I jak? Co chciał? – zapytała.
– Chodziło o eliksiry, stwierdził
po rozmowie z profesorem Slughornem, że będzie prowadzić ze
mną... e.... dodatkowe lekcje. I wiesz, będę musiała do niego co
jakiś czas iść – powiedziałam, zmyślając na poczekaniu.
– I mówisz to z takim spokojem? –
spojrzała na mnie zdziwiona.
– Niedługo mamy egzaminy, dodatkowe
lekcje mi się przydadzą.
Wzruszyłam ramionami i rozsiadłam się
w fotelu z zamiarem zrobienia prac domowych, moje myśli krążyły
jednak hen, hen daleko.
Nie musiałam długo czekać na reakcję
Dracona. Już w najbliższy weekend dostałam od niego sowę z prośbą
o spotkanie na siódmym piętrze. Wymknęłam się o określonej
godzinie z pokoju wspólnego Krukonów, Alice i tak tego nie
zauważyła, bo była zajęta swoim nowym chłopakiem. Swoją drogą,
był on tępy jak but. Sama nie wiedziałam, jak ogarniał zasady
Quidditcha i przechodził z klasy do klasy.
Na siódmym piętrze Malfoy czekał na
mnie przed jakąś pustą ścianą. Starałam się nie okazywać przy
nim jakiś większych emocji, nie chciałam go spłoszyć, w końcu
zależało mi na jego zaufaniu.
– Jednak zrozumiałeś, że moja
pomoc jest ci potrzebna – powiedziałam.
Nie odpowiedział mi jednak. Zmarszczył
tylko czoło i zacisnął pięści. Chyba nie bardzo podobało mu się
to, że musi na kimś polegać. A może bał się, że go zdradzę?
– Jeśli ktokolwiek się dowie,
zabije cię – usłyszałam.
– Nie martw się, masz moje słowo –
odpowiedziałam mu na to.
Chłopak jakby się uspokoił. Zrobił
kilka kroków wokół ściany, nie wiedziałam, o co mu chodzi. Nagle
usłyszałam dziwny dźwięk, kamień obok mnie zaczął się
wypiętrzać i zamieniać w wielkie, drewniane drzwi, których nigdy
wcześniej tutaj nie było. Patrzyłam na to z szeroko otwartymi
oczyma. Nie zapytałam jednak, co to jest i jak to zrobił.
Prawdopodobnie i tak by mi nie odpowiedział.
Wszedł do środka, a ja weszłam za
nim. Pomieszczenie zawalone było różnymi przedmiotami. Od kufrów,
klatek, książek, po wielkie lustra, lampy, szafy i komody. Sądzę,
że gdybym szukała tu na przykład zapasowej różdżki czy starej
księgi, na pewno bym ją znalazła. Znajdowało się tu chyba
wszystko.
Draco szedł dalej, drzwi za nami
zamknęły się. Udało mi się dostrzec jeszcze dwóch kumpli
Malfoya, którzy zostali na zewnątrz. Podążyłam za blondynem.
Znalazłam go przed jakimś starym, dużym, zakrytym meblem, a on
stał, trzymając w ręce kawałek materiału i zastanawiając się,
czy go odsłonić, czy nie.
***
I o to przyszłam do was z nowym rozdziałem. Pisałam go chyba przez pół roku, z czego ostatnio musiałam zaczynać od nowa, ponieważ to co miałam usunęłam wraz z przenosinami na nowy komputer. Mądra ja.
Przepraszam, że musieliście tyle czekać. Nawet się nie spodziewałam, że studia tak strasznie pochłoną moją uwagę. Mam problem, aby wyrabiać się z graniem na forum, pisać mi się potem już zupełnie nie chce. Nie wiem kiedy będzie kolejny rozdział, pewnie jakoś w przyszłym roku, na początku, mam nadzieję.
Akcję trochę przyśpieszyłam, mam nadzieję, że wyszło dobrze, w końcu doszliśmy do momentu w którym coś zaczyna się dziać, wszystko powoli się rozwija. Liczę na to, że wam się spodoba.
Standardowo liczę na wasze komentarze, opinie, znajdziecie jakiś błąd to mówcie. Zawsze poprawię :)
kochana, żyjesz!
OdpowiedzUsuńjak nauczę się bio, wpadnę i skomentuje. a tymczasem zajmuję miejsce.
Ucz się, ucz. Ja póki co bio mam już po dziurki z nosie :D
UsuńCzekam ;P
I żyje, żyje, póki co nigdzie się nie wybieram :)
Jak miło ponownie przeczytać coś Twojego. Jak na razie również zajmuję miejsce c:
OdpowiedzUsuńJakbyś nie kojarzyła mojego pseudonimu, wpadłam tu kiedyś jako Kadu.
Pozdrawiam :*
Czekam więc :)
UsuńPodobał mi się ten rozdział. Faktycznie długo Cię nie było, już myślałam, że porzuciłaś tę opowieść, a przyznam się szczerze, że bardzo mi się podoba Twój pomysł na opowiadanie i cieszę się, że jednak coś napisałaś.
OdpowiedzUsuńNaprawdę bardzo przyspieszyłaś akcję w tym rozdziale. Chociaż może to i dobrze? W końcu wiemy co takiego będzie robić Emily. No kurczę, tak fajnie wplotłaś ją w kanon, że aż Ci zazdroszczę pomysłu ;-)
Już się nie mogę doczekać nowego rozdziału - mam nadzieję, że pojawi się on jednak na początku nowego roku ;-)
Pozdrawiam!
Długo mnie nie było bo po prostu nie dawałam rady pisać. Studia to coś strasznego, okropny pożeracz czasu i chęci.
UsuńCieszę się, że ci się podoba. Bardzo przyśpieszyłam, bo nie lubię pisać rozdziałów na podstawie "zjadła, miała lekcje, o jezu eliksiry takie proste a ja taka genialna" xD Wolałam przeskoczyć do akcji, mam nadzieję, że wyszło mi to jakoś zgrabnie. Jeśli chodzi o kanon to go uwielbiam, trochę go naginam, bo przecież Snape nie miał córki, ale chciałam by miała w tym wszystkim jakiś swój udział i pasowała :)
Dziękuje za komentarz i pozdrawiam :)
Tak, ja też uwielbiam kanon. Czytam niektóre opowiadanie, które od kanonu mocno odbiegają, ale to już nie jest to samo. Z drugiej strony, fajnie jest poznać "spojrzenie" innej osoby na to wszystko. ;-)
UsuńDoskonale Cię rozumiem. Sama też studiuję i z jednej strony, to przez studia zawiesiłam jednego bloga, ale mam nadzieję, że z teraźniejszym opowiadaniem dam sobie radę i że dotrwam do końca.
Tobie też tego właśnie życzę i możesz być pewna, że nawet nie będzie Cię przez dłuższy okres czasu, to będę tu zaglądać i czekać na nowy rozdział. ;-)
Wiesz, zawsze staram się informować co i jak, więc jak by co pisz na chacie po prawej stronie :) Nawet jak nie piszę to często zaglądam ;)
UsuńO! Dobrze wiedzieć. Będę pamiętać na przyszłość.;-)
UsuńBardzo fajnie piszesz. Historia wciąga i nie można się od niej oderwać. Czekam na ciąg dalszy. Obserwuje i w wolnej chwili zapraszam do mnie - dopiero zaczynam, ale będzie u mnie bardziej pikantnie:)
OdpowiedzUsuńFantazyjna
mysli-bez-cenzury.blogspot.com
Dziękuje za komentarz. Mam nadzieję, że niedługo znów do mnie zawitasz ;)
UsuńCześć, z tej strony Lady Lorence z CG. Przyjęłam zamówienie i mam kilka pytań. Jeśli to nie problem, skontaktuj się ze mną lub podaj namiar na siebie :)
OdpowiedzUsuń