Prolog


Była akurat lekcja eliksirów, kiedy profesor McGonagall wpadła do sali w lochach. Ważyliśmy jeden z napoi magicznych, ale kobieta najwyraźniej nie za bardzo się tym przejęła. Wszyscy przez chwilę patrzyli na nią, a ona przyglądała się nam jakby kogoś szukała. Jej wzrok spoczął na mnie a potem zwróciła się w stronę profesora Snape'a, który również z zaciekawieniem się jej przyglądał.
– Czy coś się stało, pani profesor? – zapytał.
Wróciłam do ważenia wywaru, wrzucałam kolejne składniki mojej mieszanki i drewnianą łyżką zanurzoną w cieczy mieszałam powoli.
– Czy mogłabym poprosić pannę Waiss ze sobą? – zapytała kobieta.
Na swoje nazwisko zareagowałam dość gwałtownie. Odwróciłam się do niej tak szybko, że przez przypadek wylałam chłodną wodę, która stała w garnuszku obok i zamoczyłam cały swój podręcznik. Gdy wycierałam stolik czułam na sobie wzrok inny osób. Pani profesor pewnie też obdarzała mnie swoim zniecierpliwionym spojrzeniem, ale przecież nie mogłam tego tak zostawić, spakować się i wyjść.
– Oczywiście, nie widzę problemu – odpowiedział mężczyzna.
Słysząc jego pozwolenie, uporałam się w końcu z mokrym podręcznikiem, zgasiłam ogień pod swoim kociołkiem, a potem pakując wszystko pośpiesznie wyszłam z sali za profesor. Szłyśmy dosyć szybko, kobieta wyprzedzała mnie o jakieś dwa kroki, ale mi nie zależało na tym, aby ją dogonić. Po wyglądzie korytarzy, które nie, wcale nie wyglądały tak samo i po piętrach, na które się wspinałyśmy dochodziłam do wniosku, że wicedyrektor prowadzi mnie do samego Albusa Dumbledora. Profesor Dumbledore był dyrektorem Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, do której uczęszczałam i niedługo miałam kończyć szósty rok nauki.
Wspinałyśmy się powoli na szóste piętro, gdzie ulokowany był jego gabinet. Korytarz prowadzący do posągu chimery był o wiele bardziej ozdobiony niż inne korytarze, które jednak brakiem estetyki w ogóle nie grzeszyły. Może nie było czerwonego dywanu, ale w rogach stały kwiaty, na ścianach wisiały portrety znanych czarodziei i czarownic, a lampy świeciły jasnym światłem. Profesor Dumbledore już na nas czekał, posągu nie było, ale zamiast niego były schody, na które jednym ruchem ręki zostałam zaproszona.
W gabinecie dyrektora nigdy nie byłam, jakoś specjalnie nie sprawiałam problemów swoim opiekunom ani nie miałam na pieńku z innymi uczniami, więc nie było potrzeby gościć mnie w tym pomieszczeniu. W sumie, to trochę zabawne, że się tutaj znalazłam. Musieli mieć jednak jakiś ważny powód, skoro ściągnęli mnie tu z samej lekcji.
– Usiądź, Emily – usłyszałam.
Posłusznie wykonałam polecenie i usiadłam na krześle naprzeciwko biurka dyrektora. Korzystając z okazji, mogłam się trochę rozejrzeć. Całe pomieszczenie zapierało dech w piersiach. Zdobione ściany, przykryte wielkimi półkami, na których stały różne i zapewne bardzo stare książki. Biurko, przed którym siedziałam, wielkie i mosiężne,
Biurko nie może być mosiężne. Może mieć okucia z mosiądzu, ale nie może być całe mosiężne.
a na nim stał kałamarz z zanurzonym pięknie zdobionym, srebrnym piórem.
A temu zdaniu zjadło orzeczenie.Biurko, przed którym siedziałam” co? Stało, latało?
Całe pomieszczenie było owalne, a kiedy rozglądałam się na boki moim oczom ukazywały się obrazy, które przedstawiały byłych dyrektorów Hogwartu. Taki dyrektor Dippet, na przykład. Siedział w fotelu, a jego złoto-niebieska szata odbijała dobiegające aż z kominka ciepłe płomienie.
Dobiegające z kominka płomienie? Co tam, pożar wybuchł? Szata mogła odbijać światło ognia, płonącego w kominku, ale nie płomienie.
Dumbledore zasiadł w końcu przy swoim biurku, profesor McGonagall stanęła obok i patrzyła na mnie dosyć smutnym wzrokiem. Widząc jej wyraz twarzy wystraszyłam się, czyżby stało się coś poważnego? 
– Dostaliśmy wiadomość ze szpitala świętego Munga – zaczął profesor.
– Coś z mamą? – zapytałam szybko.
Zapadła cisza, która jak dla mnie trwała wystarczająco zbyt długo.
Albo wystarczająco długo, albo zbyt długo.
Wiedziałam, że z mamą nie jest za dobrze. Ostatnio bardzo chorowała i, mimo że starała mi się pokazać, że wcale z nią tak źle nie jest, to widziałam, jak jest naprawdę. Nie byłam przecież dzieckiem. Pisała mi listy, że czuje się już lepiej, że na wakacje pojedziemy do Francji, myślałam, że naprawdę się już jej polepszyło... a raczej chciałam tak myśleć.
– Twoja mama zmarła po dwutygodniowym pobycie w szpitalu – powiedział profesor.
Nie docierały do mnie jego słowa. Przecież moja mama wcale nie była w szpitalu. Dwa tygodnie na pewno spędziła u nas w domu, na jednej z ulic w Londynie. Przecież by mi powiedziała, na pewno by mi powiedziała.
Po moich policzkach popłynęły łzy. To była jedyna osoba, którą miałam z rodziny. Cała reszta od strony mamy się od niej odsunęła, nie wiem czemu, zawsze na ten temat się kłóciłyśmy, a ja nie potrafiłam dojść do prawdy. Miałyśmy tylko siebie, co teraz będzie ze mną? Dlaczego właśnie ona?
– Nie... nie wiedziałam, że mama była w szpitalu – powiedziałam łkając.
Sięgnęłam po swoją torbę, wyciągnęłam z niej chusteczki i wytarłam swoje mokre oczy, to jednak nic nie dało, bo po chwili łzy znowu ciurkiem spływały po policzkach i plamiły mi szatę.
Raczej moczyły. Łzy nie mogą plamić.
– Bardzo mi przykro, Emily – powiedziała pani profesor od transmutacji i położyła mi dłoń na ramieniu.
 Wtedy rozpłakałam się jeszcze bardziej. Trwaliśmy tak w ciszy, co jakiś czas słychać było tylko moje pociąganie nosem. Czułam się kompletnie wyprana, jakby ktoś zabrał mi część mojej duszy. O niczym teraz nie myślałam, chciałam się tylko zatopić w jakimś śnie i przestać czuć ten okropny ból po stracie najbliższej mi osoby. Naprawdę kochałam mamę.
– Spójrz. – Usłyszałam.
Uniosłam głowę, profesor Dumbledore patrzył w stronę stojaka, na którym stał jego feniks. Kiedy spojrzałam na tego czerwonego ptaka, on nagle stanął w płomieniach. Spalił się kompletnie.
– Patrz dalej – powiedział dyrektor, kiedy chciałam już odwracać głowę.
Spojrzałam więc ponownie. Popiół zaczął się ruszać, z samego szczytu wyłoniła się mała główka młodego stworzenia. Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
– Co teraz mam zrobić? – zapytałam. – Nie mam się gdzie podziać.
– Prawdopodobnie wrócisz do domu na pogrzeb, skontaktujemy się z twoją rodziną, aby ktoś się tobą zajął – odpowiedział mi mężczyzna swoim łagodnym głosem.
Popatrzyłam na niego, jego błękitne oczy spoglądały na mnie uprzejmie znad okularów połówek. Czułam się jak na spotkaniu ze swoim własnym dziadkiem, którego nigdy nie miałam. Nigdy nie rozumiałam dlaczego Ślizgoni ot tak, z zasady, go nie lubią. W gruncie rzeczy wcale nie był taki zły.
– A nie mogłabym zostać na wakacje w Hogwarcie? Z mojej rodziny nikt mnie nie weźmie, zna pan chyba sytuację...
– Niestety nie, uczniowie nie mogą zostawać w szkole na okres letni – odpowiedział. – Pójdziesz teraz do siebie do dormitorium. Profesor McGonagall przekaże ci resztę.
Resztę czego?
Kiwnęłam delikatnie głową, wstałam, a potem powoli wyszłam z gabinetu. Wraz z profesor szłyśmy w stronę zachodniej wieży, gdzie znajdował się pokój wspólny Ravenclawu.
Poinformuję nauczycieli, co się wydarzyło i, jeśli chcesz, będziesz mogła nie uczęszczać na lekcje w tym tygodniu. Usprawiedliwię cię u profesorów. Po zakończeniu roku, w piątek, zostaniesz poinformowana, kto będzie na ciebie czekał na stacji King Cross – powiedziała kobieta.
Przytaknęłam tylko, McGonagall spojrzała na mnie, a potem bez słowa oddaliła się w stronę schodów. Odwróciłam się w stronę drzwi, odpowiedziałam na dosyć proste pytanie, a potem pobiegłam przez pusty pokój wspólny do swojego dormitorium..
Rzuciłam się na łóżko, ukryłam twarz w białej, puchatej poduszce i zaczęłam płakać. Dałam sobie ulżyć, ryczałam głośno nie bojąc się, że ktoś mógłby mnie usłyszeć. Tutaj byłam tylko ja sama i nikt nie potrafiłby nawet mi pomóc. Nie mogłam znieść tej informacji, że moja matka nie żyje. Każdy kawałek ciała, najmniejsza komórka bolała mnie, a ja nie wiedziałam, co mam teraz ze sobą zrobić. Tak bardzo chciałabym zobaczyć jeszcze raz mamę, przytulić się do niej, usłyszeć jej głos. W tej chwili nie wyobrażałam sobie życia bez niej.


***

Witam ponownie, długo mnie nie było, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie. Jak widzicie zaczynam historię od nowa. Emily zmieniła dom, trochę inne okoliczności. Tamto zaczęło mi się strasznie źle pisać i doszłam do wniosku, że nie, robimy jeszcze raz. Grunt, że się nie poddałam, chcę dokończyć tę historię. Oczywiście, na pewno w odpowiednim momencie wrócę też do relacji Snape'a i mamy Emily, ale to za jakiś czas. Rozdziały na razie pojawiać się będą co jakiś czas, chce poprawić te stare, trochę pozmieniać - jak widzicie piszę teraz w pierwszej osobie czasu przeszłego, więc muszę wszystko dostosować. Mam nadzieję, że prolog wyszedł okej i czekam na pierwsze opinie :) 
Pozdrawiam.

22 komentarze:

  1. Prolog jest.. poprawny :) Prosty i wprowadza w zdarzenia które będą odgrywały kluczową rolę w życiu bohaterki. Już zdążyłam trochę poznać Emily, ale teraz jako uczennica domu kruka wydaję mi się bardziej przystępna. Charakter ślizgonki jest raczej trudny do opisania ;)
    Zabrakło mi jednak takiego OH, nie mogę się doczekać następnych rozdziałów, osobiście cenię bardziej dynamiczne prologi, ale nie mam zastrzeżeń. Życzę duuuuużo weny i chęci do pisania od nowa opowiadania! xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jej, nawet nie wiesz jak się ciesze :) Dziękuje za pierwszy komentarz! :)

      Usuń
  2. Prolog bardzo mi się spodobał i w 100% spełnił swoją rolę, czyli wprowadził nas gładko w opowiadanie.
    Nie powiem, że moje oczy lekko zaszkliły się, gdy Emily dowiedziała się o śmierci mamy. I tak na marginesie, to chętnie wzięłabym ją do siebie na "wakacje", ale przecież to postać wymyślona, która nie istnieje, więc nie miałabym takiej możliwości ;-)
    Pozdrawiam gorąco.
    P.S.
    Czy Ty też tak miałaś, że posty na blogu nie były widoczne dla innych?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje, ciesze się, że ci się spodobało. Jakbym mogła to też wzięłabym Emily do siebie. Chyba nie, u mnie wydaje mi się, że było wszystko z postami w porządku.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Nie powiem, prolog bardzo przypomina ten poprzedni - jeszcze pamiętam :)
    Myślę, że zmiana narracji wyjdzie temu opowiadaniu na dobre, ponieważ zauważyłam już wcześniej, że głównie będzie będziesz skupiała się na życiu Emily i na jej historii. Ewentualnie jak wspomniałaś, że jeszcze pojawi się przeszłość Seva i matki Em. Ciekawe czy coś w niej zmienisz, czy zostanie tak jak było przedtem.

    Ogólnie prolog jak to prolog, wprowadza do dalszej części opowiadania, a że niewiele się w nim zmieniło to można sądzić, że w pierwszych rozdziałach zmiany będą, ale nie tak drastyczne jak się spodziewam :)
    Szczerze to nie wiem, co mam jeszcze napisać. Nie chcę się już powtarzać.

    Ściskam i zapraszam do siebie, Donna.
    [ trzy-wspomnienia ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, zmiany jak na razie nie będą zbyt drastyczne. Mogę jeszcze zdradzić, że z przyjaciółek Emily zostanie tylko Alice. Doszłam do wniosku, że lepiej jest mieć jedną, ale chociaż dobrze ją opisać ;P Główny wątek opowiadania będzie taki sam, ale może coś rozwinę, może coś wywalę. Zobaczymy ;)
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Cieszę się, że do nas wróciłaś ^^ Zaskoczyło mnie, że zaczynasz historię od nowa, ale skoro uznałaś, że tak będzie lepiej, to chyba wiesz, co mówisz ;) To dobrze, że się nie poddałaś i że chcesz poprawić tamte rozdziały ;)

    Prolog naprawdę mi się podobał - odebrałam go jeszcze pozytywniej, niż jego pierwotną wersję. Widać w nim dopracowanie, a także lepsze ,,pióro''. Moment, w którym opisałaś gabinet Dumbledore'a, czy jego szatę - tak właśnie powinno się tworzyć opisy!
    Bardzo też ładnie napisałaś o uczuciach Emily względem matki.

    Podsumowując, jestem dobrej myśli i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, jednak pisanie od nowa wyjdzie na dobre. Chociaż nie powiem, żeby poprawianie rozdziałów było jakoś szczególnie interesujące. Jednakże, też jestem dobrej myśli. Na razie mi się jeszcze nie znudziło.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Bardzo podoba mi się zmiana narracji :) Biedna Emily, szkoda mi jej tak jak za pierwszym razem. Czekam na kolejne poprawione rozdziały. Pozdrawiam :) [zakazane-spojrzenia]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się, że przypadło ci do gustu. Mi się, prawdę mówiąc, o wiele lepiej pisze w pierwszej osobie. Mogę to wszystko lepiej opisać i włożyć więcej emocji no i wygląda to, według mnie, bardziej naturalnie.
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  6. Świetny prolog :3
    Od początku wiedziałam, że pokocham ten blog! :D
    No ...
    Chce ci BARDZO BARDZO BARDZO podziękować za obserwowanie bloga neville-longbottom-i-ja.
    To wielka pomoc! :D
    Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za bardzo miłe słowa, chociaż sama uważam, że blog wcale nie jest świetny, ani nawet dobry.
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  7. Witaj! ;*
    Zacznijmy od tego, że cieszę się, iż zaczynasz tę historię od nowa. A może bardziej cieszę się, że się nie poddałaś i masz zamiar poprawić to, co było według Ciebie źle. Przyznam szczerze, że pierwotny prolog pamiętam trochę przez mgłę, ale ważny jest teraz ten obecny.
    A więc tak - napisany jak najbardziej poprawnie pod względem językowym. Oprócz tego ładnie dobierasz słowa i opisujesz wydarzenia. Ale czegoś mi tu zabrakło. Zdecydowanie zbyt dużo się w nim działo, a za mało było emocji. Okej, Emily sobie płakała itd., ale gdzie jej uczucia, gdzie jej wielki ból? A więc to było trochę.. sztuczne. Nie odbierz mnie źle, bo ogółem to mi się podobało, ale jeszcze bym to dopracowała pod względem naturalności.
    To chyba na tyle. Czekam z niecierpliwością na pierwszy rozdział, mam nadzieję, że dodasz go już niedługo. ;D
    Pozdrawiam, Pralinee ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem o co ci chodzi. Dziękuje za opinie. Rozdział pierwszy się poprawia, myślę, że w ciągu tego tygodnia powinien się dodać. Pozdrawiam :)

      Usuń
  8. Długo się za to zabierałam, ale w końcu znalazłam odpowiednio dużo czasu i motywacji, by dalej czytać. Prolog właśnie przeczytałam i zaraz zabiorę się za kolejne rozdziały. Chciałam jeszcze tylko zauważyć, że gdzieś w tłumie wyrazów zjadłaś literkę i zabrakło chyba jednego przecinka. Poza tym wydaje mi się, iż wszystko było w porządku. Jestem ciekawa, jakie jeszcze wprowadziłaś zmiany do opowiadani, więc dość pisania, lecę czytać.

    OdpowiedzUsuń
  9. Pam, pam, pam. W życiu o tym opowiadaniu nie słyszałam, więc nie znam poprzedniej wersji, tak na wstępie :)
    Przywitał mnie szablon, a na nim panna, którą dość często widzę jako uosobienie bohaterki potterowskiego ff, ale dla mnie... zawsze będzie się kojarzyła z moim pokręconym, za to oryginalnym dzieciństwie i dawnej miłości do seriali oglądanych przez małe dziewczynki. Dobrze, ewentualnie z ff mojej przyjaciółki :)

    Prolog napisany tak, jak zwykły rozdział. Sama jestem zwolenniczką "kilku tajemniczych zdań" albo bardzo krótkiego fragmentu tekstu, tak na 2-3 strony A5. Tu było dłużej, aczkolwiek nie mówię, że źle. Śmierć matki to przełomowy moment, przyczyna - jak zgaduję - nadchodzącego zamieszania :)

    Błędy były, chociażby "wierza" (WIEŻA!) oraz "ważyć" (kiedy mówimy o przyrządzaniu np. eliksiru, używa się słowa "warzyć"). Z ortograficznych to chyba tyle.

    Tak, przydałoby się na końcu trochę więcej uczuć, rozpaczy, nawet takich krótkich, urywanych zdań świadczących o tym, jak Emily trudno jest się oswoić z tą wiadomością...

    Czytam dalej, oczywiście, bo zapowiada się ciekawie, chociaż już czytałam historie, gdzie pojawiała się jakaś córka Severusa :)

    OdpowiedzUsuń
  10. To tak na początek, żeby później mi nie umknęło:
    "Biurko, przed którym siedziałam, wielkie i mosiężne,
    Biurko nie może być mosiężne. Może mieć okucia z mosiądzu, ale nie może być całe mosiężne.
    a na nim stał kałamarz z zanurzonym pięknie zdobionym, srebrnym piórem.
    A temu zdaniu zjadło orzeczenie. “Biurko, przed którym siedziałam” co? Stało, latało?"
    "Dobiegające z kominka płomienie? Co tam, pożar wybuchł? Szata mogła odbijać światło ognia, płonącego w kominku, ale nie płomienie."
    " Zapadła cisza, która jak dla mnie trwała wystarczająco zbyt długo.
    Albo wystarczająco długo, albo zbyt długo."
    "Raczej moczyły. Łzy nie mogą plamić."
    "– Pójdziesz teraz do siebie do dormitorium. Profesor McGonagall przekaże ci resztę.
    Resztę czego?"
    Zostały ci w tekście pozostałości po becie ;)

    To teraz o samym tekście. Nie znałam wcześniej tej historii, trafiłam tu z katalogu, więc nie mam do czego porównywać. Nie zaglądałam też jeszcze na następne rozdziały ;)

    Sam prolog jest taki... średni. Najbardziej chyba cierpi przez swoją niewielką objętość. Nie pozwalasz wydarzeniom odpowiednio "wybrzmieć". Wszystko jest szybko, szybciej i po sprawie. Lekcja, McGonagall, korytarz, gabinet, dyrektor, śmierć matki, mini retrospekcja, płacz, feniks, łóżko - to wszystko się mieści na niecałych trzech stronach.
    A piszesz o rzeczach ważnych, dramatycznych, przełomowych w życiu dziewczyny - tylko jak się am przejąć tym dramatem, kiedy a:
    - Emily jest dla mnie zupełnie obojętna
    - skończyłam czytać zanim na dobre zorientowałam się, co czytam? :D
    Cóż, są świetni pisarze, który w paru słowach potrafią poruszyć, ale myślę, że akurat temu prologi przydałoby się trochę oddechu.

    Nie zrozumie mnie źle. Nie chodzi mi o to, żebyś wałkowała po tysiąc razy zdań "Jak mi źle. Co ja pocznę. Och, umarła mi mama.", bo nie tędy droga ;) Raczej drobiazgi, takie jak ta rozlana woda. Może jakieś zmartwione spojrzenia, przedłużająca się cisza, przeczucie, że stało się coś niedobrego...? A nawet można by rozwinąć to, co masz ;) Choćby ze spalenia feniksa wyszłaby ładna scenka - gdyby to była scenka, a nie trzy zdania na krzyż.

    Drugą bolączką prologu jest - tak na oko - bardzo szkolny styl. Coś było takie a takie, wyglądało tak i tak, zrobiliśmy to i to... Piszesz bardzo prosto i czasami mam wrażenie, że odbębniasz opisy zamiast się nimi bawić. Wybrałaś narratora pierwszoosobowego, a on jest - cóż - dosyć trudny, ale daje też bardzo fajne możliwości. Właściwie bohatera powinnaś kreować już przez samą narrację. Jego spostrzeżenia, język, to, na co zwraca uwagę ;)
    Prosty przykład: dlaczego Emily zastanawiała się nad wystrojem korytarzy? Przecież ona je znała. W tamtej scenie większą uwagę powinna zwrócić na ruszającą się chimerę i jej ruch, ruchome schody, choćby hasło, które musiała podać nauczycielka - Emily przecież nigdy nie była w gabinecie dyrektora ;)

    Co do samej kreacji postaci...
    Jeśli dziewczyna wiedziała, że jej matka choruje, dlaczego nie pomyślała o tym od razu, kiedy została wezwana do dyrektora?
    Dlaczego w takiej sytuacji praktycznie myśli... o swojej sytuacji? Chcesz ją wykreować na egocentryczkę? (Jeśli tak - to może być :D)
    Przez dwa tygodnie matka nie skontaktowała się z córką? Choćby po to, aby się pożegnać? Czy masz w tym jakiś inny zamysł, niż zwiększenie traumy bohaterki?
    Podobnie - zachowanie nauczycieli wydało mi się trochę... nieczułe. Ja wiem, że McGonagall była chłodna, ale... naprawdę żadnego: będzie dobrze?
    Dlaczego przyszła po nią Minerwa, a nie Flitwick? To on jest opiekunem jej domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i takie luźne spostrzeżenie - jeśli bohaterka na trzeźwo potrafi analizować swoje emocje i zachowania (ryczałam, nie przejmując się tym, że ktoś może mnie usłyszeć np.) to:
      - nie przejmuje się aż tak, jak próbuje sobie wmówić
      - ma skłonności psychopatyczne
      - opowiada swoją historię z perspektywy czasu (ale tego nie sugerujesz, o ile czegoś nie przegapiłam)
      - narrator coś skiepścił ;)

      Mam nadzieję, że nie zaboli cię ten komentarz ^^" Ja jestem miłym człowiekiem, tylko czepliwym. I to jest naprawdę możliwe :D

      Z plusów? Zainteresował mnie pomysł (pewnie dlatego, że sama o dziecku Snape'a coś bazgrolę ^^"). Prolog mimo wszystko nie wzbudził we mnie jakiś szczególnie - wyrzucać monitora za okno nie chciałam (chociaż rozbawiły mnie wstawki bety :D). I nie mogę powiedzieć, że brakuje tu akcji.

      O ile mnie nie pogonisz, zapoznam się z resztą, jak znajdę chwilę czasu.

      Życzę weny i zapraszam do mnie: http://maska-smierciozercy.blogspot.com/ ;)

      Usuń
  11. Witam. Prolog jest bardzo ładny i lekko się go czyta. Fajnie, że wszystko wygląda tak naturalnie, bo nic nie jest przyśpieszone.
    Co do Bohaterki, to jak każda postać ma swoje plusy i minusy, ale ogółem bardzo ładnie ją wykreowałaś.
    Pozdrawiam ;D

    OdpowiedzUsuń
  12. Dobrze w takim razie, że nie czytałam innych rozdziałów, w sensie wcześniejszych... Tylko czytam teraz te poprawione :)

    Emily serdecznie współczuję... To nic fajnego stracić rodzinę :(

    OdpowiedzUsuń
  13. Super się zaczyna! Jak tylko znajdę chwilkę to przeczytam dalej! ;*

    OdpowiedzUsuń
  14. Dzisiaj natknęłam się na twój blog i jestem pod wrażeniem! Jak na razie przeczytam tylko prolog, który jest cudowny. Idę dalej!

    OdpowiedzUsuń

Szablon by
InginiaXoXo