Beta: Taimi Arvoitus
Wchodziłam
powoli po schodach na piętro
pierwsze. Palcami
dotykałam zakurzonych ścian, a za każdym razem, kiedy wspinałam
się schodek wyżej, do moich uszu dochodził cichy skrzyp, który
powoli zaczynał mnie denerwować. Na na drewnianej podłodze
rozłożony był czerwony dywan. W rogach pomieszczenia stały
brązowe donice z kwiatami, a na każdych drzwiach wisiał pozłacany
numerek pokoju. Swój znalazłam bez problemu, przy okazji
zauważając, że jest trochę wygięty i ruchomy. Postanowiłam
powiedzieć o tym Tomowi następnego ranka. Do pokoju weszłam dosyć
szybko, nawet nie musiałam męczyć się z kluczem. Zamknęłam
drzwi, tak, aby nikt nie mógł się tu dostać, a następnie
rzuciłam się na łóżko.
Pierwsze
co usłyszałam, to głośny skrzyp.
–
Czy w tej ruderze wszystko musi skrzypieć? – zapytałam sama
siebie z żalem w głosie.
Podniosłam
się, usiadłam i rozejrzałam dokładnie. Rzeczywiście była
to mała rudera. Obdarte ściany, podrapane, stare meble. Dywan na
podłodze cały zakurzony. Zastanawiałam się, czy w tym pokoju
ktokolwiek sprząta, bo wyglądało to tak, jakby od kilku lat nikt
tu nie zaglądał. Dodatkowo cały budynek trząsł się za każdym
razem, kiedy na stację King Cross wjeżdżał mugolski pociąg.
Powoli zaczynałam żałować, że nie zostałam na ulicy albo nie
poszłam do domu, chociaż wątpię, abym dała radę wejść do
środka.
Zapaliłam
małą lampkę na stoliku tuż obok łóżka i sięgnęłam do
kieszeni spodni. Wyciągnęłam małą, białą kopertę. Ponownie
obejrzałam ją ze wszystkich stron, ale i tym razem nie wyjawiła mi
swoich sekretów. Musiałam ją otworzyć, ale świadomość, że
napisała ją mama tuż przed śmiercią sprawiała, że strasznie
się bałam to zrobić. Odłożyłam więc ją na pościel obok
siebie i patrzyłam ze strachem, ale i zainteresowaniem.
Kilka
razy podnosiłam kopertę, a kiedy miałam już otwierać, wszystkie
chęci odchodziły w siną dal, a list ponownie lądował na łóżku.
Kompletnie nie mogłam się przemóc, bałam się tego co tam
przeczytam. Z jednej strony, co takiego mogło się tam znaleźć?
Przeprosiny, jakieś polecenia albo rady? Nic strasznego. Z drugiej
jednak mogło być tam coś, czego się nie spodziewałam. Mama miała
przede mną kilka tajemnic, co jeśli w środku zawarta jest jedna z
nich, albo wszystkie?
Wstałam
z łóżka, zaczęłam przechadzać się po zabrudzonym dywanie i
gorączkowo myśleć. I tak było to oczywiste, że w końcu go
otworzę, ale pytanie brzmiało kiedy. Musiałam wszystko ułożyć
sobie w swojej głowie, bo od przyjazdu ze szkoły nie miałam okazji
nawet spokojnie pomyśleć.
–
Czego ja się boję. Mama to przecież pisała, to nic strasznego –
powiedziałam sama do siebie ostrym tonem.
Jeden
krok i znalazłam się przy skrzypiącym łóżku, siadłam na nim,
wzięłam kopertę i szybko ruchem rozerwałam, wyciągając tym samym list i kluczyk, który był
w środku. Pismo zdecydowanie należało do mojej mamy. Widząc je, jak zwykle pięknie ozdobione, poczułam dziwny ścisk w gardle. Nagle
poczerwieniałam i poczułam, że moje oczy robią się mokre. Ból po
stracie mamy był jeszcze mocny, na samą myśl czułam
się okropnie i chciałam
ryczeć, a widząc coś, co pisała przed samą śmiercią, już w
ogóle.
–
Kochana córeczko – przeczytałam zachrypniętym głosem.
Skoro
czytasz ten list, to znaczy, że nie ma mnie już w czarodziejskim
świecie. Przepraszam cię, że nie mogłam spędzić z Tobą tych
wakacji, o których tak bardzo marzyłaś. Uwierz mi, że również
bardzo cierpię z tego powodu. Nie chcę się z Tobą rozstawać, ale
koniec już blisko. Pamiętaj, moja droga, czego Cię uczyłam. Idź
przez życie z wysoko uniesioną głową, ucz się pilnie i nigdy nie
podążaj ścieżką zła. Wiem, że możesz uznać to tylko za kilka
pustych słów, ale pisząc ten list płaczę tak samo mocno jak ty.
Pociągnęłam
nosem i wytarłam go o zewnętrzną stronę bluzy, zostawiając mokry
ślad po łzach.
Zostawiam
ci kluczyk do mojej skrytki w banku Gringotta. Upoważniłam cię do
wyciągania z niej pieniędzy. Nie jest to dużo, ale na trochę ci
wystarczy. Jest tam też kolejny list. Znajdziesz w nim adres do
swojego ojca. Prosiłabym cię, abyś poszła do niego. Myślę, że
mógłby się Tobą zająć, kiedy babcia...
Wiem
już teraz, że w babci nie będziesz miała oparcia. Zapytasz pewnie
czemu? Kiedyś, kiedy byłam jeszcze bardzo młoda i byłam z Tobą w
ciąży, sprzeciwiłam się jej. Był dla mnie wybrany mąż, którego
nie chciałam zaakceptować. Uciekłam z domu. A kiedy mama
dowiedziała się czyją jesteś córką, wydziedziczyła mnie.
Zachowała się tak, jakby było to najgorsze przewinienie na
świecie. Ale cóż, może ludzie na starość głupieją.
Idź
pod ten adres, kochanie. Mam nadzieję, że w Twoim ojcu jest jeszcze
chociaż trochę dobra i znajdziesz w nim oparcie w tej trudnej
sytuacji.
Kocham
cię,
Mama.
Złożyłam
kartkę na pół, schowałam ją do koperty powolnym ruchem, a potem
odłożyłam na stolik. Po moich policzkach cały czas płynęły
łzy, nie mogłam się opanować. To, czego się przed chwilą
dowiedziałam sprawiło, że strasznie rozbolała mnie głowa.
Skuliłam się na łóżku, kolana podciągnęłam do brody, a dłońmi
chwyciłam się za włosy.
W takiej pozycji przeleżałam dłuższą chwilę, starając się zrozumieć to, co się przed chwilą wydarzyło. Ogarnęła mnie złość, której nie potrafiłam wyjaśnić. Przez siedemnaście lat żyłam w przekonaniu, że mój ojciec był dobrym mężczyzną, kochającym mężem i tatą, a gdyby nie wypadek spowodowany przez mugola cały czas by był z nami. Mama opowiadała mi, jaki był przystojny, że mam po nim swoje śliczne, brązowe oczy. Wiele razy leżałam na łóżku i wyobrażałam sobie go oraz to, że spędza z nami czas, że wrócił. A ja przez cały czas byłam okłamywana! Ciekawa byłam, dlaczego to wszystko zmyśliła i nie pozwoliła mi go poznać wcześniej. A on co? Nie szukał mnie? Nie interesował się moim dobrem? Nie chciał poznać swojej córki?
To
wszystko zwaliło się na mnie w ciągu tak krótkiej chwili. Czułam
się okropnie przytłoczona, jeszcze kilka dni temu moim największym
zmartwieniem był egzamin z historii magii, a teraz nie miałam gdzie
mieszkać, bo do własnego domu bałam się wejść.
Nawet
nie zauważyłam, kiedy zasnęłam, obudziły mnie jasne promienie
słoneczne wpadające do pokoju w Dziurawym Kotle. Przez chwilę nie
wiedziałam gdzie jestem, kiedy jednak rozejrzałam się i zobaczyłam
te stare, obdarte meble, od razu mi się przypomniało, co się
stało. Przytuliłam głowę do poduszki, nie chciałam jeszcze
wstawać. Czułam się taka samotna, jakbym została sama ze
wszystkimi swoimi problemami. Nikt nie mógł mi teraz pomóc, nikt.
W
końcu wstałam, przetarłam zewnętrzną stroną dłoni oczy,
przeciągnęłam się delikatnie, a swoje kroki skierowałam w stronę
toalety.
Oparłam
się na pożółkłej umywalce, przejrzałam się w lustrze i
spojrzałam na swoją zmarnowaną twarz. Zaczerwienione oczy, sińce
od płakania pod nimi. Nie wyglądałam zbyt korzystnie. Odkręciłam
kurek z wodą, nabrałam jej trochę w dłonie i szybkim ruchem
wylałam sobie na twarz. Poczułam przyjemny chłód, który
rozbudził mnie trochę i pozwolił dojść do siebie.
Nie
minęło kilka minut, a ja schodziłam już po schodach z piętra i
ruszyłam na tył budynku. Przeszłam przez drzwi i znalazłam się w
ogrodzie, tylko z trzech stron otoczonym ścianami z czerwonej cegły
i kompletnie odciętym od mugolskiego świata. Nie było tam też
żadnych roślin, tylko jakieś pakunki i beczki. Mugol na pewno
zdziwiłby się bardzo, pomyślałby, że to teren gospodarczy, ale
czarodzieje dobrze wiedzieli, co mają teraz zrobić. Wyciągnęłam
różdżkę, stuknęłam kilka razy w odpowiednie cegiełki, a one
nagle zaczęły się rozstępować, ukazując chyba najbardziej
magiczne miejsce w całym Londynie – ulicę Pokątną.
Jak
zawsze tętniła ona życiem, czarodzieje przechodzili od sklepu do
sklepu, rozmawiając ze sobą radośnie lub wymieniając się jakimiś
informacjami po cichu. Dzieci obserwowały nowe
miotły wyścigowe albo kupowały śmieszne
gadżety w „Czarodziejskich niespodziankach Gambola i Japesa”.
Ktoś wychodził z nową szatą od Madame Malkin, a z drugiej strony
ulicy grupa dorosłych czarodziei szła po lody do Floriana
Fortescue.
Mnie
interesowało tylko jedno miejsce, czarodziejski bank na końcu
uliczki - bank Gringotta. Nigdy nie lubiłam tego miejsca,
gobliny mnie wręcz przerażały. Te ich wielkie głowy, długie
nosy, szczypiaste palce, nie był to przyjemny widok. Niestety, nic
nie mogłam poradzić na to, że teraz musiałam tam iść. Trzeba
było stawić temu czoła. Przeszłam więc przez kamienną bramę,
która zaraz znowu zamieniła się w czerwoną ścianę i ruszyłam
prosto, wzdłuż uliczki. Obserwowałam z zainteresowaniem ludzi,
których mijałam, na szczęście nie spotkałam nikogo znajomego. A
oni patrzyli na mnie
dziwnie, ponieważ sama fizycznie jak i psychicznie nie czułam się
zbyt dobrze, co na pewno było widać.
Nie
byłam jedyną czarodziejką, która zmierzała w stronę banku.
Szłam na przykład obok kobiety o bardzo ekscentrycznym wyglądzie.
Miała zgniłozieloną garsonkę, wielki, futrzasty kapelusz i z tego
samego materiału szal. W dłoni trzymała pomarańczową torebeczkę
i śmiesznym, bardzo oryginalnym krokiem zmierzała w stronę
budynku. W ostatniej chwili jednak, tuż przed drzwiami zatrzymała
się, mruknęła coś pod nosem, a potem szybko oddaliła.
Popatrzyłam
na kobietę, byłam trochę zdziwiona, że miała ona tyle odwagi,
aby w takim stroju wyjść na ulicę, jednak w świecie czarodziejów
wszystko było możliwe. Kiedy w końcu wyszłam z dziwnego
otępienia, otworzyłam drzwi i wsunęłam się do środka.
Było
to ogromne pomieszczenie. Wysoki na kilkadziesiąt metrów sufit,
czarna, wypolerowana podłoga, w której można było się przejrzeć,
po prawej i lewej stronie znajdowały się biurka pracowników.
Naprzeciwko głównych drzwi było stanowisko głównego goblina,
do którego podchodziło się, aby załatwić swoje sprawy.
Stworzenia tu pracujące
nie za bardzo przepadały za czarodziejami, były bardzo nieufne, a
prawie każdy ich konflikt z rasą ludzką dotyczył pieniędzy.
Bardzo też nie lubiły hałasów, dlatego w środku trzeba
zachowywać się cicho.
Podeszłam
do biurka na przeciwko mnie i stanęłam przed nim, czekając aż
ktoś zwróci na mnie uwagę.
–
Przepraszam – powiedziałam stanowczo. Goblin wstał, wychylił się
zza biurka.
–
Słucham? – zapytał.
–
Chciałabym wyciągnąć pieniądze ze skrytki.
–
Jaki numer? - Zadał kolejne pytanie.
–
Nie wiem, ale mam klucz – powiedziałam, unosząc go delikatnie do
góry.
Goblin
znów popatrzył na mnie znad okularów, jednym machnięciem ręki
sprowadził na swoje biurko ogromną księgę.
–
Imię i nazwisko?
–
Emily Waiss – powiedziałam pewnym głosem.
Moja
skrytka miała numer 106, po chwili pojawił się obok mnie goblin o
imieniu Grotek. Był niski, tak jak wszystkie skrzaty. Włosy miał
krótkie, postrzępione, o dla mnie niezidentyfikowanym kolorze.
Wydawał się młodszy niż cała reszta. Zaprowadził mnie do
wagonu, którym ruszyliśmy w niedługą podróż tuż pod numerek
106.
–
Lampa – powiedział goblin, prowadząc mnie na miejsce.
Wzięłam
lampę od niego i położyłam ją na ziemi.
–
Klucz – poprosił Grotek.
Mały
stworek wcisnął go do otworu, przekręcił i drzwi się otworzyły.
Pomieszczenie nie było duże, wielkości średniej sypialni, bez
okien. Było tu strasznie ciemno i ponuro, żadnych oświetlających
pochodni, nic, co by dawało trochę światła. Widziałam jednak co jest
wewnątrz, bo na szczęście w miarę jasno było na korytarzu. Na środku, na podłodze,
leżały trzy małe kupki. Złote monety, srebrne monety i brązowe
monety, a przed nimi leżał list. Wszystko to wyglądało dość
zwyczajnie, prawdopodobnie większość skrytek prostych ludzi
prezentowało się właśnie tak. Ład i porządek, bez zbędnego
bałaganu i rozrzuconych monet po wszystkich kątach. Weszłam do
środka, wzięłam po trochu z każdego stosiku oraz kopertę, którą
schowałam do torebki.
Po
chwili byłam już w swoim pokoju w Dziurawym Kotle. Nie zaszłam do
żadnego sklepu, nie było mi to teraz potrzebne. Interesował mnie
tylko ten list. Zamknęłam za sobą z wielkim skrzypem drzwi na
klucz, usiadłam na łóżku i rozerwałam kopertę.
Twój
ojciec mieszka w małym miasteczku za Londynem, Cokeworth, na
Spinner's End.
Była
to tylko krótka informacja, dzięki której mogłabym ojca znaleźć.
Prawdę mówiąc, nie wiedziałam, czy powinnam to
robić. Miałam iść
do domu obcego mi mężczyzny i powiedzieć „Witaj, ojcze, jestem
twoją córką. Mama umarła i kazała mi do ciebie przyjść”?
Przecież to było kompletnie bez sensu.
Krążyłam
po pokoju, rozmyślając o tym wszystkim. Byłam tak tym pochłonięta,
że nie czułam nawet głodu, który mnie ogarnął. Nie jadłam
przecież od kilku dni.
Oparłam
się o ścianę, a potem zjechałam po niej na dół i usiadłam na
podłodze. Ukryłam twarz w dłoniach. Nie wiedziałam, czy bardziej
jestem zła, czy rozżalona. Z jednej strony chciałam w coś mocno
uderzyć, z drugiej rozpłakać się ponownie. Ale przecież nie
mogłam cały czas płakać i żalić się nad sobą. Przecież co
się stało, to się nie odstanie.
–
Ale ten ból... – powiedziałam, łapiąc się za bluzkę w miejscu
serca.
Westchnęłam
cicho, wstałam i schowałam list do kieszeni. Zapakowałam wszystkie
swoje rzeczy do kufra, zeszłam na dół, szybko zapłaciłam za
wynajęty pokój i opuściłam Dziurawy Kocioł. Ulice Londynu były
pełne ludzi spieszących do pracy. Mugole przeciskali się przez
ciasne uliczki, popychając tym samym i mnie, a to nie było zbyt
dobrym posunięciem. Przystanęłam aby wziąć kilka głębszych
wdechów, teraz wszystko mnie denerwowało. Po chwili ruszyłam na
poszukiwanie jakiejś opuszczonej uliczki, aby wezwać Błędnego
Rycerza. Teleportować się nie mogłam, bo nie znałam tamtego
miejsca. Jeszcze bym coś przekręciła i wylądowała bóg wie
gdzie.
W
końcu znalazłam jakąś pustą ulicę, postawiłam kufer i
wyciągnęłam różdżkę przed siebie. Nie minęło kilka minut,
kiedy zahamował przede mną czerwony pojazd. Na schodkach znowu
stanął ten sam starszy pan co ostatnio. Spojrzał na mnie, zmierzył
uważnie wzrokiem i uśmiechnął się.
–
To znowu ty! – powiedział radośnie.
Spojrzałam
na niego, bez słowa weszłam do środka, zajęłam jedno z miejsc
siedzących – był dzień i łóżka zamieniały się w krzesła –
i poczekałam, aż mężczyzna upora się z moim kufrem. Potem
spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
–
Do Cokeworth – powiedziałam.
Kiedy
wysiadłam z Błędnego Rycerz, pomyślałam, że chyba pomyliłam
nazwy. Było to stare, zaniedbane miasteczko, zbudowane z takich
samych szarych domków, które stały obok siebie i tworzyły jakby
jedną całość. Podejrzewałam, że można się tutaj zgubić, a
bardzo tego nie chciałam. Kiedy odwróciłam się, aby zapytać jak
dojść do Spinner's
End, magicznego pojazdu już nie było. Zaklęłam po cichu i
ruszyłam przed siebie z zamiarem zapytania kogoś po drodze.
–
Przepraszam – zaczepiłam jakąś osobę
wracającą ze sklepu, bo miała dwa duże worki jedzenia. – Jak
dojść do Spinner's End?
Kobieta
spojrzała ze zdziwieniem, chyba to było dla niej coś dziwnego, że
ktoś chce się dostać na właśnie tę ulicę. Odpowiedziała mi
jednak szybko i oddaliła się, jakby nie czuła się przy mnie
bezpiecznie. Wzruszyłam tylko ramionami i ruszyłam w kierunku,
który został mi wskazany.
Spinner's
End była to brudna, zaniedbana uliczka. Z pewnością nie mieszkali
tu ludzie zamożni, wątpiłam też, czy mieszka tu czarodziej,
którego szukałam, o ile on w ogóle był czarodziejem. W rządku
stało wiele takich samych domków i nie wiedziałam, do którego mam
zapukać. Zdałam się jednak na swój instynkt i podeszłam do
pierwszego z brzegu. Były to stary budynek z
drewnianymi drzwiami z szybką, przez którą można było zobaczyć nadchodzących gości,
a z
drugiej strony wnętrze domu. Nie patrzyłam tam jednak, bałam się
tego, co zobaczę. Nie wiedziałam kogo spotkam, to mógł być
każdy. Od śmierciożercy podległemu Sami-Wiecie-Komu, po zwykłego
mugolaka, który nawet nie będzie pamiętać o moim istnieniu.
Usłyszałam jak drzwi otwierają się, patrzyłam w ziemię, ale
przed oczyma mignął mi czarny skrawek szaty. Uniosłam delikatnie
głowę do góry.
– Co ty tu robisz, panno Waiss? Nie powinnaś
być u babci? – zapytał trochę zdenerwowany Snape.
To był dla mnie szok, miałam spotkać swojego
ojca, a nie swojego profesora od Eliksirów. W głowie krążyły mi
pytania, czy aby profesor Snape nie jest moim ojcem. Nie, to nie
możliwe.
Minuty mijały, a on patrzył na mnie coraz
bardziej zdenerwowanym wzrokiem. Spanikowałam, nie wiedziałam co
mam zrobić, co powiedzieć, jak się zachować. Mimowolnie
rozpłakałam się, spuściłam głowę, aby otrzeć łzy.
– Mogę wejść? – zapytałam cichym,
zachrypniętym głosem.
Po chwili milczenia mężczyzna wpuścił mnie
do środka.
***
Rozdział w końcu napisany, zbetowany, wstawiony, uf! Trochę mi to zajęło, ale w końcu jest! I mam nadzieję, że się wam spodoba. Trochę zmieniłam fakty, teraz Emily dowiaduje się kim jest jej ojciec w ostatniej scenie. Ciekawe czy wpłynie to jakoś na jej zachowanie w następnym rozdziale. Kiedy on będzie? Nie mam pojęcia, postaram się jeszcze w tym miesiącu. Jak nie, to w przyszłym. Pozdrawiam wszystkich serdecznie i dziękuje Taimi Arvoitus za betę :)
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podobał, zmiana i publikacje od nowa zdecydowanie wyszły na plus. Piszesz świetnie, naprawdę, a w rozdziale wszystko opisałaś tak realnie i dokładnie, że całkowicie przeniosłam się do świata Emily. Biedna dziewczyna, nie będzie jej łatwo z takim tatusiem, ahh. Czekam na kolejny rozdział ;* [zakazane-spojrzenia; rozdział 3 - zapraszam ;)]
Dziękuje bardzo, fajnie, że byłaś pierwsza :) Ciesze się, że ci się podobało. U ciebie na pewno przeczytam, ale jak zwykle mam lenia. Wpadnę jednak niedługo :)
UsuńPozdrawiam :P
Piszesz bardzo fajnie, ogólnie ten rozdział bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńWszystko opisane bardzo realistycznie. :)
Czekam na kolejny rozdział!
Pozdrawiam,
Stacy Malfoy
xxx
Dziękuje, mam nadzieję, że nowy rozdział pojawi się szybko. Ale będzie dosyć trudny, więc chwilę mi to zajmie.
UsuńPozdrawiam :)
Fajny rozdział, wszystko jak dla mnie się podobało. No może oprócz tego listu, no bo według mnie ostatnie słowa matki do córki powinny być bardziej emocjonalne, a tu kilka suchych faktów. Po prostu nie miałam łezki w oku, a powinnam :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział ;)
A ten list to chyba nigdy mi dobrze nie wyjdzie :( Napisz go za mnie T.T xD
UsuńPrzede mną trudna rozmowa Emily z Severusem. Ciekawe jak z tym sobie poradzę.
Pozdrawiam :)
Podobało mi się wahanie przed otwarciem listu. To takie.. prawdziwe. W końcu wiadomość ta na pewno była ważna, ale czy nie także niepokojąca? Zauważyłam, że bardzo dobrze ukazujesz emocje - naprawdę można się wczuć w postać Emily. Z niejaką swobodną opisujesz także różne miejsca, nie traktujesz ich jako nieistotne tło, tylko poświęcasz kilka linijek na większy opis. Mówiąc szczerze troszkę mnie to nudziło, ale myślę, że nie należy kończyć takiej taktyki. Dzięki temu mam wrażenie, że wszystko jest bardziej dopracowane i wyrazistsze . Przyznam, że naprawdę się polepszyłaś :)
OdpowiedzUsuńList wyszedł zdecydowanie lepiej niż ostatnio. Nie dopatrzyłam się w nim żadnej sztuczności. Podobało mi się także, że nie wszystko na raz. Najpierw kilka informacji od mamy i jakieś małe wyjaśnienie, a dopiero w kolejnym dziewczyna poznaje adres ojca.
I znów ta ciekawie ubrana kobieta. Po raz kolejny skojarzyła mi się z babcią Neville'a.
Trochę mnie zdziwiło, że mama Emily nie napisała wprost, kto jest jej ojcem, a tylko podała adres. Z jednej strony szkoda, bo Emily mogłaby się psychicznie przygotować, z drugiej zaś strony - czy poszłaby do Snape'a, gdyby wiedziała, że to on?
Ostatecznie jednak wydaje mi się, że ten obrót spraw jest lepszy od poprzedniego, ciekawszy. Moim zdaniem Snape trochę za łagodnie ją potraktował, ale cóż, zobaczymy, jak poradzisz sobie z jego kreacją w następnych rozdziałach. Wiem, że to niełatwe ;)
Pozdrawiam.
Z tą kobietą, to lubię ten fragment i prawdę mówiąc po prostu go przekopiowałam zmieniając osobę z trzeciej na pierwszą.
UsuńDziękuje za tak obszerny komentarz, postarałaś się :D Cieszę, że ci się podobało. List może i wyszedł lepiej, ale i tak nie jest idealny. No cóż, może listy nie są moją najmocniejszą stroną.
Czy za łagodnie? Nie wiem, zobaczymy w następnym rozdziale.
Pozdrawiam! :)
Witaj :)
OdpowiedzUsuńTroszkę spóźniona, ale na pewno nie zniechęcona. Ponieważ(tak, tak, nie zaczyna się zdania od ponieważ :D) rozdział przypadł mi do gustu. Był zdecydowanie lepszy niż wcześniej. Widać, że bardzo się poprawiłaś, panujesz nad wszystkimi emocjami bohaterów i pokazujesz je poprawnie.
Tym razem list wyszedł naprawdę realistycznie; tak rzeczywiście można by napisać do swojej córki. Cieszę się, że nauczyłaś się lub bardzo starasz się pokazywać emocje. Wychodzi Ci to naprawdę dobrze.
Ciekawi mnie ta kobieta z dziwnym strojem...
Jestem bardzo ciekawa jak poprowadzisz tym razem tą historię, choć wiem już teraz, że będzie nie mniej, a może nawet bardziej?, interesującą.
Całuję serdecznie :)
[ oszukujac-wspomnienia.blogspot.com - wpadnij jeśli masz chwilkę ;) )
A tam spóźniona, żadne spóźniona ;P
UsuńDziękuje za tak długi komentarz, bardzo lubię jak się tak rozpisujecie, przynajmniej wiem, że moja praca nie idzie 'na marne'.
Cieszę się też, że ci się podoba. Wiem, że nie jest idealnie, ale jest chyba lepiej niż poprzednio. Kobieta z dziwnym strojem to oczywiście babcia Nevilla. Ten sam fragment był poprzednio ;P
Hah, mam nadzieję, że tym razem wyjdzie i po raz trzeci nie będę zaczynać od nowa.
Pozdrawiam i wpadnę jak będę miała chwilkę ;)
Witam,
OdpowiedzUsuńTrafiłam na Twojego bloga całkiem przypadkiem, ale zainteresowała mnie tematyka i postanowiłam zagłębić się w jej treść ; )
Emily spotkała tragedia.. Jej babcia to prawdziwa żmija, główna bohaterka nie musi żałować, że jej nie znała.. Umieram z ciekawości, jak potoczą się losy Emily i Snape'a. Nauczyciel eliksirów chyba nie ma pojęcia o tym, że główna bohaterka, to jego córka. Uwierzy jej? A co jeśli nie? JAk będą się dogadywać? Jak to wpłynie na ich relacje w szkole? Naprawdę, umieram z ciekawości : )
Masz bardzo lekki styl pisania. Widać, że idzie Ci to bez większego trudu ; ) Naprawdę bardzo dobrze się Ciebie czyta.
Dodam Cię do obserwowanych i linków na moim blogu. Dopiero wracam do bloggowania.. Jeśli miałabyś czas i ochotę, wpadnij do mnie na http://zielony-feniks.blogspot.com/
Pozdrawiam i czekam na kolejną notkę : )
O, przypadkiem? Ciekawa jestem skąd. Fajnie, że cię zainteresowała tematyka. Przynajmniej inna niż wszystkie, tak mi się wydaje.
UsuńHaha, jakby szło mi bez większego trudu to rozdziały pojawiały by się co chwilę. Niestety tak się nie dzieje, a szkoda. A taki styl po prostu mam, jak sama czytam, to też czyta mi się przyjemnie. Aż dziwnie, chociaż po 10 przeczytaniu z 15 rzeczy bym zmieniła xD Ale cii ;P
Pozdrawiam, do ciebie również wpadnę jak będę miała chwilkę. Bosz, muszę to wszystko po nadrabiać xD
Kobieta w dziwnym stroju kojarzy mi się wyłącznie z babcią Neville'a!
OdpowiedzUsuńZachowanie babci Emily (poprzedniego rozdziału nie skomentowałam, nie wiem czemu, dlatego pozwolę sobie wpleść kilka zdań o nim w tym komentarzu) jest wprost karygodne. Wychodzę z założenia, że zła karma zawsze powraca, więc mam nadzieję, że los odpłaci się jej za to (najlepiej z podwójną siłą), jak postąpiła wobec swojej wnuczki.
Gdybym mogła, przygarnęłabym główną bohaterkę do siebie, co jest niemożliwe, bo to tylko postać literacka.
Listy wyszły Ci dobrze, bardzo naturalnie. Szczególnie ten drugi, który zawierał w sobie wyłącznie informację, gdzie mieszka ojciec Emily.
Teraz czekam na rozmowę panny Waiss z Severusem. Zobaczymy, czy się dogadają.
Pozdrawiam.
Bo to babcia Neville'a, tak jak już mówiłam po prostu skopiowałam ten fragment ze starego bo go bardzo lubiłam. No babcia Emily jest okropna, ale musiałam dołożyć trochę nieszczęść jeszcze do życia bohaterki, coby bardziej dramatycznie było xD Kiedyś się ta kobieta jeszcze pojawi, ale w innym wydaniu, że tak powiem ;P
UsuńCiesze się, że podobały ci się listy. Eh, dla jednych jest okej, innym coś się w nich nie podoba... I weź tu poprawiaj coś ;P
Tak, rozmowa będzie najtrudniejsza. Chyba będę musiała sobie trochę Severusa pooglądać żeby sobie przypomnieć jak on się zachowuje.
Pozdrawiam ;)
Cóż akcja powoli toczy się do przodu. Trudno mi cokolwiek powiedzieć. Na pewno poprzez pierwszoosobową narrację można lepiej wczuć się w sytuację głównej bohaterki. Sama bardzo lubię czytać opowiadania z taką narracją i oczywiście pisać :D Ale jestem ciekawa, jak to tobie wyjdzie...
OdpowiedzUsuńWidać, że rozdział był betowany. Znacznie mnie błędów i literówek, a zdania porozdzielane przecinkami łatwiej zrozumieć.
Cóż, nie będę dalej zanudzać. Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam serdecznie :)
Też się cieszę, że rozdział Betowany. Będę starała się aby prolog i rozdział 1 też został sprawdzony.
UsuńNie zanudzasz, nie zanudzasz. Bardzo się cieszę jak ktoś komentuje mój dziwny stwór xD Ja ponownie, tak jak za pierwszym razem utknęłam na dialogach ze Snapem. Czemu nie wybrałam sobie by była ona córka... McGonagall xD Ehhh xDD
Pozdrawiam!
To z powrotem ja ;).
OdpowiedzUsuńAle żem się zdziwiła, że Snape ją wpuścił. Poważnie. Oczekiwałam, że odeśle ją z kwitkiem a tu proszę bardzo. List nawet nawet, całkiem udany, sama wiem jak trudno jest napisać coś takiego, żeby nie brzmiało banalnie i miało ręce i nogi ;p. Z niecierpliwością czekam na tą ich rozmowę i reakcję Mistrza Eliksirów. Wątpię, żeby zmienił się nagle we wzorowego ojca.
Pozdrawiaam ;)
[malfoy-issue]
Jej, też się cieszę, że jesteś! :)
UsuńCzemu to takie dziwne? W końcu jest nauczycielem i chyba nie powinien bądź co bądź zapłakanej uczennicy zostawiać na dworze i nie wpuszczać do domu ;P
Postaram się, aby rozdział był do końca miesiąca, ale jak to wyjdzie to nie mam pojęcia. Nie cierpię dialogów xD
Pozdrawiam
Dobrze opisałaś emocje, jakie towarzyszyły Emily podczas otwierania listu. Biedna dziewczyna, nie dość, że ma okropną babcię, to jeszcze będzie miała problemy ze Snapem. Jestem ciekawa ciągu dalszego i tego, jak będzie wyglądała ich rozmowa. Do tego muszę pochwalić, że narracja pierwszoosobowa widocznie Cię lubi. :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń[corka-glizdogona]
Dziękuje za komentarz. Ciesze się, że ci się podobało. Ja też narracje pierwszoosobową lubię bardziej niż trzecio. To chyba nawet widać, tak mi się wydaje. Mam nadzieję, że rozmowa ze Snape'm wyjdzie.
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Bardzo przyjemnie się czyta. Świetne opisy miejsc, sytuacji i przeżyć bohaterki. Z łatwością przychodzi Ci posługiwanie się pierwszoosobową, chociaż jak dla mnie jest trudniejsza niż trzecio. Będę obserwować.
OdpowiedzUsuńAch i wyłapałam małą literówkę w prologu. W zdaniu "Wiedziałam, że z mamą nie jest za dobrze." jest "a" zamiast "ą" w wyrazie "mamą".
Serdecznie pozdrawiam i życzę dużo weny!
Dziękuje bardzo! Błąd na pewno poprawię, prolog i rozdział pierwszy niestety nie zostały sprawdzone.
UsuńCieszę się, że ci się podobało i zapraszam do siebie ponownie ;)
Pozdrawiam.
Wrr nie lubię babci Emily, kurczę babcie zawsze kojarzyły mi się z miłymi staruszkami robiącymi na drutach, a tymczasem...co do listu to naprawdę fajnie go napisałaś, mi osobiście jakiekolwiek listy wychodzą gorzej niż źle.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Wooooooooooooow :)
OdpowiedzUsuńList był ciepły i zarazem taki pożegnalny... Aż się smutno zrobiło.
Fajnie, że Błędny Rycerz wie kiedy nadjechać :)
Lecę do rozdziału trzeciego, bo aż umieram z ciekawości jak przebiegnie rozmowa między Emily a Severusem :))
No, no, nastąpiło wreszcie to na co czekałam: spotkanie :D Ciekawe, jaka będzie reakcja Snape'a :D
OdpowiedzUsuńMuszę stwierdzić, że na prawdę dobrze czyta się to co piszesz. Ładne opisy i nie widać błędów!