[02] Chyba lepiej żyło mi się w nieświadomości


Wchodziłam powoli po schodach na piętro pierwsze. Palcami dotykałam zakurzonych ścian, a za każdym razem, kiedy wspinałam się schodek wyżej, do moich uszu dochodził cichy skrzyp, który powoli zaczynał mnie denerwować. Na na drewnianej podłodze rozłożony był czerwony dywan. W rogach pomieszczenia stały brązowe donice z kwiatami, a na każdych drzwiach wisiał pozłacany numerek pokoju. Swój znalazłam bez problemu, przy okazji zauważając, że jest trochę wygięty i ruchomy. Postanowiłam powiedzieć o tym Tomowi następnego ranka. Do pokoju weszłam dosyć szybko, nawet nie musiałam męczyć się z kluczem. Zamknęłam drzwi, tak, aby nikt nie mógł się tu dostać, a następnie rzuciłam się na łóżko.
Pierwsze co usłyszałam, to głośny skrzyp.
– Czy w tej ruderze wszystko musi skrzypieć? – zapytałam sama siebie z żalem w głosie.
Podniosłam się, usiadłam i rozejrzałam dokładnie. Rzeczywiście była to mała rudera. Obdarte ściany, podrapane, stare meble. Dywan na podłodze cały zakurzony. Zastanawiałam się, czy w tym pokoju ktokolwiek sprząta, bo wyglądało to tak, jakby od kilku lat nikt tu nie zaglądał. Dodatkowo cały budynek trząsł się za każdym razem, kiedy na stację King Cross wjeżdżał mugolski pociąg. Powoli zaczynałam żałować, że nie zostałam na ulicy albo nie poszłam do domu, chociaż wątpię, abym dała radę wejść do środka.
Zapaliłam małą lampkę na stoliku tuż obok łóżka i sięgnęłam do kieszeni spodni. Wyciągnęłam małą, białą kopertę. Ponownie obejrzałam ją ze wszystkich stron, ale i tym razem nie wyjawiła mi swoich sekretów. Musiałam ją otworzyć, ale świadomość, że napisała ją mama tuż przed śmiercią sprawiała, że strasznie się bałam to zrobić. Odłożyłam więc ją na pościel obok siebie i patrzyłam ze strachem, ale i zainteresowaniem.
Kilka razy podnosiłam kopertę, a kiedy miałam już otwierać, wszystkie chęci odchodziły w siną dal, a list ponownie lądował na łóżku. Kompletnie nie mogłam się przemóc, bałam się tego co tam przeczytam. Z jednej strony, co takiego mogło się tam znaleźć? Przeprosiny, jakieś polecenia albo rady? Nic strasznego. Z drugiej jednak mogło być tam coś, czego się nie spodziewałam. Mama miała przede mną kilka tajemnic, co jeśli w środku zawarta jest jedna z nich, albo wszystkie?
Wstałam z łóżka, zaczęłam przechadzać się po zabrudzonym dywanie i gorączkowo myśleć. I tak było to oczywiste, że w końcu go otworzę, ale pytanie brzmiało kiedy. Musiałam wszystko ułożyć sobie w swojej głowie, bo od przyjazdu ze szkoły nie miałam okazji nawet spokojnie pomyśleć.
– Czego ja się boję. Mama to przecież pisała, to nic strasznego – powiedziałam sama do siebie ostrym tonem.
Jeden krok i znalazłam się przy skrzypiącym łóżku, siadłam na nim, wzięłam kopertę i szybko ruchem rozerwałam, wyciągając tym samym list i kluczyk, który był w środku. Pismo zdecydowanie należało do mojej mamy. Widząc je, jak zwykle pięknie ozdobione, poczułam dziwny ścisk w gardle. Nagle poczerwieniałam i poczułam, że moje oczy robią się mokre. Ból po stracie mamy był jeszcze mocny, na samą myśl czułam się okropnie i chciałam ryczeć, a widząc coś, co pisała przed samą śmiercią, już w ogóle.
– Kochana córeczko – przeczytałam zachrypniętym głosem.

Skoro czytasz ten list, to znaczy, że nie ma mnie już w czarodziejskim świecie. Przepraszam cię, że nie mogłam spędzić z Tobą tych wakacji, o których tak bardzo marzyłaś. Uwierz mi, że również bardzo cierpię z tego powodu. Nie chcę się z Tobą rozstawać, ale koniec już blisko. Pamiętaj, moja droga, czego Cię uczyłam. Idź przez życie z wysoko uniesioną głową, ucz się pilnie i nigdy nie podążaj ścieżką zła. Wiem, że możesz uznać to tylko za kilka pustych słów, ale pisząc ten list płaczę tak samo mocno jak ty.

Pociągnęłam nosem i wytarłam go o zewnętrzną stronę bluzy, zostawiając mokry ślad po łzach.

Zostawiam ci kluczyk do mojej skrytki w banku Gringotta. Upoważniłam cię do wyciągania z niej pieniędzy. Nie jest to dużo, ale na trochę ci wystarczy. Jest tam też kolejny list. Znajdziesz w nim adres do swojego ojca. Prosiłabym cię, abyś poszła do niego. Myślę, że mógłby się Tobą zająć, kiedy babcia...
Wiem już teraz, że w babci nie będziesz miała oparcia. Zapytasz pewnie czemu? Kiedyś, kiedy byłam jeszcze bardzo młoda i byłam z Tobą w ciąży, sprzeciwiłam się jej. Był dla mnie wybrany mąż, którego nie chciałam zaakceptować. Uciekłam z domu. A kiedy mama dowiedziała się czyją jesteś córką, wydziedziczyła mnie. Zachowała się tak, jakby było to najgorsze przewinienie na świecie. Ale cóż, może ludzie na starość głupieją.
Idź pod ten adres, kochanie. Mam nadzieję, że w Twoim ojcu jest jeszcze chociaż trochę dobra i znajdziesz w nim oparcie w tej trudnej sytuacji.
Kocham cię,
Mama.

Złożyłam kartkę na pół, schowałam ją do koperty powolnym ruchem, a potem odłożyłam na stolik. Po moich policzkach cały czas płynęły łzy, nie mogłam się opanować. To, czego się przed chwilą dowiedziałam sprawiło, że strasznie rozbolała mnie głowa. Skuliłam się na łóżku, kolana podciągnęłam do brody, a dłońmi chwyciłam się za włosy.
W takiej pozycji przeleżałam dłuższą chwilę, starając się zrozumieć to, co się przed chwilą wydarzyło. Ogarnęła mnie złość, której nie potrafiłam wyjaśnić. Przez siedemnaście lat żyłam w przekonaniu, że mój ojciec był dobrym mężczyzną, kochającym mężem i tatą, a gdyby nie wypadek spowodowany przez mugola cały czas by był z nami. Mama opowiadała mi, jaki był przystojny, że mam po nim swoje śliczne, brązowe oczy. Wiele razy leżałam na łóżku i wyobrażałam sobie go oraz to, że spędza z nami czas, że wrócił. A ja przez cały czas byłam okłamywana! Ciekawa byłam, dlaczego to wszystko zmyśliła i nie pozwoliła mi go poznać wcześniej. A on co? Nie szukał mnie? Nie interesował się moim dobrem? Nie chciał poznać swojej córki?
To wszystko zwaliło się na mnie w ciągu tak krótkiej chwili. Czułam się okropnie przytłoczona, jeszcze kilka dni temu moim największym zmartwieniem był egzamin z historii magii, a teraz nie miałam gdzie mieszkać, bo do własnego domu bałam się wejść.
Nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam, obudziły mnie jasne promienie słoneczne wpadające do pokoju w Dziurawym Kotle. Przez chwilę nie wiedziałam gdzie jestem, kiedy jednak rozejrzałam się i zobaczyłam te stare, obdarte meble, od razu mi się przypomniało, co się stało. Przytuliłam głowę do poduszki, nie chciałam jeszcze wstawać. Czułam się taka samotna, jakbym została sama ze wszystkimi swoimi problemami. Nikt nie mógł mi teraz pomóc, nikt.
W końcu wstałam, przetarłam zewnętrzną stroną dłoni oczy, przeciągnęłam się delikatnie, a swoje kroki skierowałam w stronę toalety.
Oparłam się na pożółkłej umywalce, przejrzałam się w lustrze i spojrzałam na swoją zmarnowaną twarz. Zaczerwienione oczy, sińce od płakania pod nimi. Nie wyglądałam zbyt korzystnie. Odkręciłam kurek z wodą, nabrałam jej trochę w dłonie i szybkim ruchem wylałam sobie na twarz. Poczułam przyjemny chłód, który rozbudził mnie trochę i pozwolił dojść do siebie.
Nie minęło kilka minut, a ja schodziłam już po schodach z piętra i ruszyłam na tył budynku. Przeszłam przez drzwi i znalazłam się w ogrodzie, tylko z trzech stron otoczonym ścianami z czerwonej cegły i kompletnie odciętym od mugolskiego świata. Nie było tam też żadnych roślin, tylko jakieś pakunki i beczki. Mugol na pewno zdziwiłby się bardzo, pomyślałby, że to teren gospodarczy, ale czarodzieje dobrze wiedzieli, co mają teraz zrobić. Wyciągnęłam różdżkę, stuknęłam kilka razy w odpowiednie cegiełki, a one nagle zaczęły się rozstępować, ukazując chyba najbardziej magiczne miejsce w całym Londynie – ulicę Pokątną.  
Jak zawsze tętniła ona życiem, czarodzieje przechodzili od sklepu do sklepu, rozmawiając ze sobą radośnie lub wymieniając się jakimiś informacjami po cichu. Dzieci obserwowały nowe miotły wyścigowe albo kupowały śmieszne gadżety w „Czarodziejskich niespodziankach Gambola i Japesa”. Ktoś wychodził z nową szatą od Madame Malkin, a z drugiej strony ulicy grupa dorosłych czarodziei szła po lody do Floriana Fortescue.
Mnie interesowało tylko jedno miejsce, czarodziejski bank na końcu uliczki  - bank Gringotta. Nigdy nie lubiłam tego miejsca, gobliny mnie wręcz przerażały. Te ich wielkie głowy, długie nosy, szczypiaste palce, nie był to przyjemny widok. Niestety, nic nie mogłam poradzić na to, że teraz musiałam tam iść. Trzeba było stawić temu czoła. Przeszłam więc przez kamienną bramę, która zaraz znowu zamieniła się w czerwoną ścianę i ruszyłam prosto, wzdłuż uliczki. Obserwowałam z zainteresowaniem ludzi, których mijałam, na szczęście nie spotkałam nikogo znajomego. A oni patrzyli na mnie dziwnie, ponieważ sama fizycznie jak i psychicznie nie czułam się zbyt dobrze, co na pewno było widać.
Nie byłam jedyną czarodziejką, która zmierzała w stronę banku. Szłam na przykład obok kobiety o bardzo ekscentrycznym wyglądzie. Miała zgniłozieloną garsonkę, wielki, futrzasty kapelusz i z tego samego materiału szal. W dłoni trzymała pomarańczową torebeczkę i śmiesznym, bardzo oryginalnym krokiem zmierzała w stronę budynku. W ostatniej chwili jednak, tuż przed drzwiami zatrzymała się, mruknęła coś pod nosem, a potem szybko oddaliła.
Popatrzyłam na kobietę, byłam trochę zdziwiona, że miała ona tyle odwagi, aby w takim stroju wyjść na ulicę, jednak w świecie czarodziejów wszystko było możliwe. Kiedy w końcu wyszłam z dziwnego otępienia, otworzyłam drzwi i wsunęłam się do środka.
Było to ogromne pomieszczenie. Wysoki na kilkadziesiąt metrów sufit, czarna, wypolerowana podłoga, w której można było się przejrzeć, po prawej i lewej stronie znajdowały się biurka pracowników. Naprzeciwko głównych drzwi było stanowisko głównego goblina, do którego podchodziło się, aby załatwić swoje sprawy. Stworzenia tu pracujące nie za bardzo przepadały za czarodziejami, były bardzo nieufne, a prawie każdy ich konflikt z rasą ludzką dotyczył pieniędzy. Bardzo też nie lubiły hałasów, dlatego w środku trzeba zachowywać się cicho.
Podeszłam do biurka na przeciwko mnie i stanęłam przed nim, czekając aż ktoś zwróci na mnie uwagę.
– Przepraszam – powiedziałam stanowczo. Goblin wstał, wychylił się zza biurka. 
– Słucham? – zapytał.
– Chciałabym wyciągnąć pieniądze ze skrytki.  
– Jaki numer? - Zadał kolejne pytanie.
– Nie wiem, ale mam klucz – powiedziałam, unosząc go delikatnie do góry.
Goblin znów popatrzył na mnie znad okularów, jednym machnięciem ręki sprowadził na swoje biurko ogromną księgę.
– Imię i nazwisko?
– Emily Waiss – powiedziałam pewnym głosem.  
Moja skrytka miała numer 106, po chwili pojawił się obok mnie goblin o imieniu Grotek. Był niski, tak jak wszystkie skrzaty. Włosy miał krótkie, postrzępione, o dla mnie niezidentyfikowanym kolorze. Wydawał się młodszy niż cała reszta. Zaprowadził mnie do wagonu, którym ruszyliśmy w niedługą podróż tuż pod numerek 106.
– Lampa – powiedział goblin, prowadząc mnie na miejsce.
Wzięłam lampę od niego i położyłam ją na ziemi.
– Klucz – poprosił Grotek.
Mały stworek wcisnął go do otworu, przekręcił i drzwi się otworzyły. Pomieszczenie nie było duże, wielkości średniej sypialni, bez okien. Było tu strasznie ciemno i ponuro, żadnych oświetlających pochodni, nic, co by dawało trochę światła. Widziałam jednak co jest wewnątrz, bo na szczęście w miarę jasno było na korytarzu. Na środku, na podłodze, leżały trzy małe kupki. Złote monety, srebrne monety i brązowe monety, a przed nimi leżał list. Wszystko to wyglądało dość zwyczajnie, prawdopodobnie większość skrytek prostych ludzi prezentowało się właśnie tak. Ład i porządek, bez zbędnego bałaganu i rozrzuconych monet po wszystkich kątach. Weszłam do środka, wzięłam po trochu z każdego stosiku oraz kopertę, którą schowałam do torebki.
Po chwili byłam już w swoim pokoju w Dziurawym Kotle. Nie zaszłam do żadnego sklepu, nie było mi to teraz potrzebne. Interesował mnie tylko ten list. Zamknęłam za sobą z wielkim skrzypem drzwi na klucz, usiadłam na łóżku i rozerwałam kopertę.

Twój ojciec mieszka w małym miasteczku za Londynem, Cokeworth, na Spinner's End.

Była to tylko krótka informacja, dzięki której mogłabym ojca znaleźć. Prawdę mówiąc, nie wiedziałam, czy powinnam to robić. Miałam iść do domu obcego mi mężczyzny i powiedzieć „Witaj, ojcze, jestem twoją córką. Mama umarła i kazała mi do ciebie przyjść”? Przecież to było kompletnie bez sensu.
Krążyłam po pokoju, rozmyślając o tym wszystkim. Byłam tak tym pochłonięta, że nie czułam nawet głodu, który mnie ogarnął. Nie jadłam przecież od kilku dni.
Oparłam się o ścianę, a potem zjechałam po niej na dół i usiadłam na podłodze. Ukryłam twarz w dłoniach. Nie wiedziałam, czy bardziej jestem zła, czy rozżalona. Z jednej strony chciałam w coś mocno uderzyć, z drugiej rozpłakać się ponownie. Ale przecież nie mogłam cały czas płakać i żalić się nad sobą. Przecież co się stało, to się nie odstanie.
– Ale ten ból... – powiedziałam, łapiąc się za bluzkę w miejscu serca.
Westchnęłam cicho, wstałam i schowałam list do kieszeni. Zapakowałam wszystkie swoje rzeczy do kufra, zeszłam na dół, szybko zapłaciłam za wynajęty pokój i opuściłam Dziurawy Kocioł. Ulice Londynu były pełne ludzi spieszących do pracy. Mugole przeciskali się przez ciasne uliczki, popychając tym samym i mnie, a to nie było zbyt dobrym posunięciem. Przystanęłam aby wziąć kilka głębszych wdechów, teraz wszystko mnie denerwowało. Po chwili ruszyłam na poszukiwanie jakiejś opuszczonej uliczki, aby wezwać Błędnego Rycerza. Teleportować się nie mogłam, bo nie znałam tamtego miejsca. Jeszcze bym coś przekręciła i wylądowała bóg wie gdzie.
W końcu znalazłam jakąś pustą ulicę, postawiłam kufer i wyciągnęłam różdżkę przed siebie. Nie minęło kilka minut, kiedy zahamował przede mną czerwony pojazd. Na schodkach znowu stanął ten sam starszy pan co ostatnio. Spojrzał na mnie, zmierzył uważnie wzrokiem i uśmiechnął się.
– To znowu ty! – powiedział radośnie.
Spojrzałam na niego, bez słowa weszłam do środka, zajęłam jedno z miejsc siedzących – był dzień i łóżka zamieniały się w krzesła – i poczekałam, aż mężczyzna upora się z moim kufrem. Potem spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
– Do Cokeworth – powiedziałam.
Kiedy wysiadłam z Błędnego Rycerz, pomyślałam, że chyba pomyliłam nazwy. Było to stare, zaniedbane miasteczko, zbudowane z takich samych szarych domków, które stały obok siebie i tworzyły jakby jedną całość. Podejrzewałam, że można się tutaj zgubić, a bardzo tego nie chciałam. Kiedy odwróciłam się, aby zapytać jak dojść do Spinner's End, magicznego pojazdu już nie było. Zaklęłam po cichu  i ruszyłam przed siebie z zamiarem zapytania kogoś po drodze. 
– Przepraszam – zaczepiłam jakąś osobę wracającą ze sklepu, bo miała dwa duże worki jedzenia. – Jak dojść do Spinner's End?
Kobieta spojrzała ze zdziwieniem, chyba to było dla niej coś dziwnego, że ktoś chce się dostać na właśnie tę ulicę. Odpowiedziała mi jednak szybko i oddaliła się, jakby nie czuła się przy mnie bezpiecznie. Wzruszyłam tylko ramionami i ruszyłam w kierunku, który został mi wskazany.
Spinner's End była to brudna, zaniedbana uliczka. Z pewnością nie mieszkali tu ludzie zamożni, wątpiłam też, czy mieszka tu czarodziej, którego szukałam, o ile on w ogóle był czarodziejem. W rządku stało wiele takich samych domków i nie wiedziałam, do którego mam zapukać. Zdałam się jednak na swój instynkt i podeszłam do pierwszego z brzegu. Były to stary budynek z drewnianymi drzwiami z szybką, przez którą można było zobaczyć nadchodzących gości, a z drugiej strony wnętrze domu. Nie patrzyłam tam jednak, bałam się tego, co zobaczę. Nie wiedziałam kogo spotkam, to mógł być każdy. Od śmierciożercy podległemu Sami-Wiecie-Komu, po zwykłego mugolaka, który nawet nie będzie pamiętać o moim istnieniu. Usłyszałam jak drzwi otwierają się, patrzyłam w ziemię, ale przed oczyma mignął mi czarny skrawek szaty. Uniosłam delikatnie głowę do góry.
– Co ty tu robisz, panno Waiss? Nie powinnaś być u babci? – zapytał trochę zdenerwowany Snape.
To był dla mnie szok, miałam spotkać swojego ojca, a nie swojego profesora od Eliksirów. W głowie krążyły mi pytania, czy aby profesor Snape nie jest moim ojcem. Nie, to nie możliwe.
Minuty mijały, a on patrzył na mnie coraz bardziej zdenerwowanym wzrokiem. Spanikowałam, nie wiedziałam co mam zrobić, co powiedzieć, jak się zachować. Mimowolnie rozpłakałam się, spuściłam głowę, aby otrzeć łzy.
– Mogę wejść? – zapytałam cichym, zachrypniętym głosem.
Po chwili milczenia mężczyzna wpuścił mnie do środka.

***

Rozdział w końcu napisany, zbetowany, wstawiony, uf! Trochę mi to zajęło, ale w końcu jest! I mam nadzieję, że się wam spodoba. Trochę zmieniłam fakty, teraz Emily dowiaduje się kim jest jej ojciec w ostatniej scenie. Ciekawe czy wpłynie to jakoś na jej zachowanie w następnym rozdziale. Kiedy on będzie? Nie mam pojęcia, postaram się jeszcze w tym miesiącu. Jak nie, to w przyszłym. Pozdrawiam wszystkich serdecznie i dziękuje Taimi Arvoitus za betę :)

25 komentarzy:

  1. Pierwsza!
    Rozdział bardzo mi się podobał, zmiana i publikacje od nowa zdecydowanie wyszły na plus. Piszesz świetnie, naprawdę, a w rozdziale wszystko opisałaś tak realnie i dokładnie, że całkowicie przeniosłam się do świata Emily. Biedna dziewczyna, nie będzie jej łatwo z takim tatusiem, ahh. Czekam na kolejny rozdział ;* [zakazane-spojrzenia; rozdział 3 - zapraszam ;)]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje bardzo, fajnie, że byłaś pierwsza :) Ciesze się, że ci się podobało. U ciebie na pewno przeczytam, ale jak zwykle mam lenia. Wpadnę jednak niedługo :)
      Pozdrawiam :P

      Usuń
  2. Piszesz bardzo fajnie, ogólnie ten rozdział bardzo mi się podoba.
    Wszystko opisane bardzo realistycznie. :)
    Czekam na kolejny rozdział!
    Pozdrawiam,
    Stacy Malfoy
    xxx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje, mam nadzieję, że nowy rozdział pojawi się szybko. Ale będzie dosyć trudny, więc chwilę mi to zajmie.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Fajny rozdział, wszystko jak dla mnie się podobało. No może oprócz tego listu, no bo według mnie ostatnie słowa matki do córki powinny być bardziej emocjonalne, a tu kilka suchych faktów. Po prostu nie miałam łezki w oku, a powinnam :D
    Czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ten list to chyba nigdy mi dobrze nie wyjdzie :( Napisz go za mnie T.T xD
      Przede mną trudna rozmowa Emily z Severusem. Ciekawe jak z tym sobie poradzę.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Podobało mi się wahanie przed otwarciem listu. To takie.. prawdziwe. W końcu wiadomość ta na pewno była ważna, ale czy nie także niepokojąca? Zauważyłam, że bardzo dobrze ukazujesz emocje - naprawdę można się wczuć w postać Emily. Z niejaką swobodną opisujesz także różne miejsca, nie traktujesz ich jako nieistotne tło, tylko poświęcasz kilka linijek na większy opis. Mówiąc szczerze troszkę mnie to nudziło, ale myślę, że nie należy kończyć takiej taktyki. Dzięki temu mam wrażenie, że wszystko jest bardziej dopracowane i wyrazistsze . Przyznam, że naprawdę się polepszyłaś :)

    List wyszedł zdecydowanie lepiej niż ostatnio. Nie dopatrzyłam się w nim żadnej sztuczności. Podobało mi się także, że nie wszystko na raz. Najpierw kilka informacji od mamy i jakieś małe wyjaśnienie, a dopiero w kolejnym dziewczyna poznaje adres ojca.

    I znów ta ciekawie ubrana kobieta. Po raz kolejny skojarzyła mi się z babcią Neville'a.

    Trochę mnie zdziwiło, że mama Emily nie napisała wprost, kto jest jej ojcem, a tylko podała adres. Z jednej strony szkoda, bo Emily mogłaby się psychicznie przygotować, z drugiej zaś strony - czy poszłaby do Snape'a, gdyby wiedziała, że to on?
    Ostatecznie jednak wydaje mi się, że ten obrót spraw jest lepszy od poprzedniego, ciekawszy. Moim zdaniem Snape trochę za łagodnie ją potraktował, ale cóż, zobaczymy, jak poradzisz sobie z jego kreacją w następnych rozdziałach. Wiem, że to niełatwe ;)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tą kobietą, to lubię ten fragment i prawdę mówiąc po prostu go przekopiowałam zmieniając osobę z trzeciej na pierwszą.
      Dziękuje za tak obszerny komentarz, postarałaś się :D Cieszę, że ci się podobało. List może i wyszedł lepiej, ale i tak nie jest idealny. No cóż, może listy nie są moją najmocniejszą stroną.
      Czy za łagodnie? Nie wiem, zobaczymy w następnym rozdziale.
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  5. Witaj :)
    Troszkę spóźniona, ale na pewno nie zniechęcona. Ponieważ(tak, tak, nie zaczyna się zdania od ponieważ :D) rozdział przypadł mi do gustu. Był zdecydowanie lepszy niż wcześniej. Widać, że bardzo się poprawiłaś, panujesz nad wszystkimi emocjami bohaterów i pokazujesz je poprawnie.
    Tym razem list wyszedł naprawdę realistycznie; tak rzeczywiście można by napisać do swojej córki. Cieszę się, że nauczyłaś się lub bardzo starasz się pokazywać emocje. Wychodzi Ci to naprawdę dobrze.
    Ciekawi mnie ta kobieta z dziwnym strojem...
    Jestem bardzo ciekawa jak poprowadzisz tym razem tą historię, choć wiem już teraz, że będzie nie mniej, a może nawet bardziej?, interesującą.
    Całuję serdecznie :)
    [ oszukujac-wspomnienia.blogspot.com - wpadnij jeśli masz chwilkę ;) )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tam spóźniona, żadne spóźniona ;P
      Dziękuje za tak długi komentarz, bardzo lubię jak się tak rozpisujecie, przynajmniej wiem, że moja praca nie idzie 'na marne'.
      Cieszę się też, że ci się podoba. Wiem, że nie jest idealnie, ale jest chyba lepiej niż poprzednio. Kobieta z dziwnym strojem to oczywiście babcia Nevilla. Ten sam fragment był poprzednio ;P
      Hah, mam nadzieję, że tym razem wyjdzie i po raz trzeci nie będę zaczynać od nowa.
      Pozdrawiam i wpadnę jak będę miała chwilkę ;)

      Usuń
  6. Witam,
    Trafiłam na Twojego bloga całkiem przypadkiem, ale zainteresowała mnie tematyka i postanowiłam zagłębić się w jej treść ; )
    Emily spotkała tragedia.. Jej babcia to prawdziwa żmija, główna bohaterka nie musi żałować, że jej nie znała.. Umieram z ciekawości, jak potoczą się losy Emily i Snape'a. Nauczyciel eliksirów chyba nie ma pojęcia o tym, że główna bohaterka, to jego córka. Uwierzy jej? A co jeśli nie? JAk będą się dogadywać? Jak to wpłynie na ich relacje w szkole? Naprawdę, umieram z ciekawości : )
    Masz bardzo lekki styl pisania. Widać, że idzie Ci to bez większego trudu ; ) Naprawdę bardzo dobrze się Ciebie czyta.
    Dodam Cię do obserwowanych i linków na moim blogu. Dopiero wracam do bloggowania.. Jeśli miałabyś czas i ochotę, wpadnij do mnie na http://zielony-feniks.blogspot.com/
    Pozdrawiam i czekam na kolejną notkę : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, przypadkiem? Ciekawa jestem skąd. Fajnie, że cię zainteresowała tematyka. Przynajmniej inna niż wszystkie, tak mi się wydaje.
      Haha, jakby szło mi bez większego trudu to rozdziały pojawiały by się co chwilę. Niestety tak się nie dzieje, a szkoda. A taki styl po prostu mam, jak sama czytam, to też czyta mi się przyjemnie. Aż dziwnie, chociaż po 10 przeczytaniu z 15 rzeczy bym zmieniła xD Ale cii ;P
      Pozdrawiam, do ciebie również wpadnę jak będę miała chwilkę. Bosz, muszę to wszystko po nadrabiać xD

      Usuń
  7. Kobieta w dziwnym stroju kojarzy mi się wyłącznie z babcią Neville'a!
    Zachowanie babci Emily (poprzedniego rozdziału nie skomentowałam, nie wiem czemu, dlatego pozwolę sobie wpleść kilka zdań o nim w tym komentarzu) jest wprost karygodne. Wychodzę z założenia, że zła karma zawsze powraca, więc mam nadzieję, że los odpłaci się jej za to (najlepiej z podwójną siłą), jak postąpiła wobec swojej wnuczki.
    Gdybym mogła, przygarnęłabym główną bohaterkę do siebie, co jest niemożliwe, bo to tylko postać literacka.
    Listy wyszły Ci dobrze, bardzo naturalnie. Szczególnie ten drugi, który zawierał w sobie wyłącznie informację, gdzie mieszka ojciec Emily.
    Teraz czekam na rozmowę panny Waiss z Severusem. Zobaczymy, czy się dogadają.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to babcia Neville'a, tak jak już mówiłam po prostu skopiowałam ten fragment ze starego bo go bardzo lubiłam. No babcia Emily jest okropna, ale musiałam dołożyć trochę nieszczęść jeszcze do życia bohaterki, coby bardziej dramatycznie było xD Kiedyś się ta kobieta jeszcze pojawi, ale w innym wydaniu, że tak powiem ;P
      Ciesze się, że podobały ci się listy. Eh, dla jednych jest okej, innym coś się w nich nie podoba... I weź tu poprawiaj coś ;P
      Tak, rozmowa będzie najtrudniejsza. Chyba będę musiała sobie trochę Severusa pooglądać żeby sobie przypomnieć jak on się zachowuje.
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  8. Cóż akcja powoli toczy się do przodu. Trudno mi cokolwiek powiedzieć. Na pewno poprzez pierwszoosobową narrację można lepiej wczuć się w sytuację głównej bohaterki. Sama bardzo lubię czytać opowiadania z taką narracją i oczywiście pisać :D Ale jestem ciekawa, jak to tobie wyjdzie...
    Widać, że rozdział był betowany. Znacznie mnie błędów i literówek, a zdania porozdzielane przecinkami łatwiej zrozumieć.
    Cóż, nie będę dalej zanudzać. Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się cieszę, że rozdział Betowany. Będę starała się aby prolog i rozdział 1 też został sprawdzony.
      Nie zanudzasz, nie zanudzasz. Bardzo się cieszę jak ktoś komentuje mój dziwny stwór xD Ja ponownie, tak jak za pierwszym razem utknęłam na dialogach ze Snapem. Czemu nie wybrałam sobie by była ona córka... McGonagall xD Ehhh xDD
      Pozdrawiam!

      Usuń
  9. To z powrotem ja ;).
    Ale żem się zdziwiła, że Snape ją wpuścił. Poważnie. Oczekiwałam, że odeśle ją z kwitkiem a tu proszę bardzo. List nawet nawet, całkiem udany, sama wiem jak trudno jest napisać coś takiego, żeby nie brzmiało banalnie i miało ręce i nogi ;p. Z niecierpliwością czekam na tą ich rozmowę i reakcję Mistrza Eliksirów. Wątpię, żeby zmienił się nagle we wzorowego ojca.
    Pozdrawiaam ;)
    [malfoy-issue]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, też się cieszę, że jesteś! :)
      Czemu to takie dziwne? W końcu jest nauczycielem i chyba nie powinien bądź co bądź zapłakanej uczennicy zostawiać na dworze i nie wpuszczać do domu ;P
      Postaram się, aby rozdział był do końca miesiąca, ale jak to wyjdzie to nie mam pojęcia. Nie cierpię dialogów xD
      Pozdrawiam

      Usuń
  10. Dobrze opisałaś emocje, jakie towarzyszyły Emily podczas otwierania listu. Biedna dziewczyna, nie dość, że ma okropną babcię, to jeszcze będzie miała problemy ze Snapem. Jestem ciekawa ciągu dalszego i tego, jak będzie wyglądała ich rozmowa. Do tego muszę pochwalić, że narracja pierwszoosobowa widocznie Cię lubi. :) Pozdrawiam!
    [corka-glizdogona]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za komentarz. Ciesze się, że ci się podobało. Ja też narracje pierwszoosobową lubię bardziej niż trzecio. To chyba nawet widać, tak mi się wydaje. Mam nadzieję, że rozmowa ze Snape'm wyjdzie.
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  11. Bardzo przyjemnie się czyta. Świetne opisy miejsc, sytuacji i przeżyć bohaterki. Z łatwością przychodzi Ci posługiwanie się pierwszoosobową, chociaż jak dla mnie jest trudniejsza niż trzecio. Będę obserwować.

    Ach i wyłapałam małą literówkę w prologu. W zdaniu "Wiedziałam, że z mamą nie jest za dobrze." jest "a" zamiast "ą" w wyrazie "mamą".

    Serdecznie pozdrawiam i życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje bardzo! Błąd na pewno poprawię, prolog i rozdział pierwszy niestety nie zostały sprawdzone.
      Cieszę się, że ci się podobało i zapraszam do siebie ponownie ;)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  12. Wrr nie lubię babci Emily, kurczę babcie zawsze kojarzyły mi się z miłymi staruszkami robiącymi na drutach, a tymczasem...co do listu to naprawdę fajnie go napisałaś, mi osobiście jakiekolwiek listy wychodzą gorzej niż źle.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  13. Wooooooooooooow :)
    List był ciepły i zarazem taki pożegnalny... Aż się smutno zrobiło.

    Fajnie, że Błędny Rycerz wie kiedy nadjechać :)

    Lecę do rozdziału trzeciego, bo aż umieram z ciekawości jak przebiegnie rozmowa między Emily a Severusem :))

    OdpowiedzUsuń
  14. No, no, nastąpiło wreszcie to na co czekałam: spotkanie :D Ciekawe, jaka będzie reakcja Snape'a :D
    Muszę stwierdzić, że na prawdę dobrze czyta się to co piszesz. Ładne opisy i nie widać błędów!

    OdpowiedzUsuń

Szablon by
InginiaXoXo