Beta:
Taimi Arvoitus
Profesor Dumbledore swoją
wizytę zapowiedział dokładnie na trzydziestego lipca, czyli w
połowie wakacji. Miałam więc praktycznie cały miesiąc na
siedzenie w tym zapyziałym pokoju bez możliwości wyjścia, czy
spędzenia czasu w jakikolwiek inny miły sposób. Na dół
schodziłam tylko na posiłki, za każdym razem profesor siedział w
swoim fotelu, zaczytany w starej książce lub nowym wydaniu Proroka,
aby przypadkiem nie rozpocząć ze mną rozmowy, a kiedy wracałam do
swojego pokoju nawet nie raczył na mnie spojrzeć, tylko zachowywał
się tak, jakbym w ogóle nie istniała.
Nie miałam za dużo do
roboty. Dostałam zakaz wysyłania listów, ponieważ Snape nie
chciał, by ktoś się zorientował, że lata tu więcej sów niż
zwykle. I ja i profesor mielibyśmy kłopoty. Magii też nie mogłam
zbyt często używać, mimo że byłam w domu czarodzieja. Czas mijał
mi na czytaniu nowych wydań Proroka Codziennego.
Uwaga! Śmierciożercy
na wolności.
Poradnik jak chronić
się przed zaklęciem Imperio!
Ochroń swój dom!
Kilka zaklęć, które mogą uratować ci skórę.
Takie tytuły nosiły
pierwsze strony gazet. Od ostatnich wakacji sporo się zmieniło.
Wtedy uważali Pottera za głupca i kłamce, teraz każdy mu wierzył
i wszyscy trzęśli się ze strachu. No, prawie wszyscy.
Odłożyłam gazetę na
bok i siedząc na parapecie spojrzałam na bezchmurne niebo. Ja się
nie bałam, to nie była moja walka. Oczywiście, to było straszne,
że tylu mugoli i czarodziejów ginęło, tak być nie powinno. Ja
jednak nie chciałam się w to mieszać, nie pogardziłabym, gdybym
teraz zginęła. Byłam chyba na etapie „nic mnie nie interesuje,
wszystko jest bezsensu, nie chcę tu być”.
Jakiś tydzień po moim
przyjeździe w domu pojawił się kolejny lokator, przez co moje
życie tutaj jeszcze bardziej stanęło na głowie. Zamieszkał razem
z nami nijaki Peter Pettigrew, jak go nazwał Profesor. Prawdę
mówiąc, skądś znałam to imię i nazwisko, ale nie mogłam sobie
przypomnieć gdzie je usłyszałam. Tak więc po krótkiej chwili
rozmyślania zapomniałam o tym. Mężczyzna ten kręcił się po
mieszkaniu, swój kąt miał w piwnicy, ale mój pokój został
specjalnie zakamuflowany, żeby mu do głowy nie przyszło mnie
odwiedzić. Od teraz posiłki przynosił mi Snape, skromne, ale dało
się zjeść. Przez ten okres czasu czułam się jak w więzieniu.
Dni mijały, każdy
wyglądał tak samo. Nic się nie działo, nic, co by przykuło moją
uwagę. Dni odliczałam już tylko do przyjścia profesora Dumbledora
i spotkania z nim. Miałam mu tyle do powiedzenia, chciałam się o
tyle zapytać i prosić.
Jak co dzień dostawałam
nowe wydania Proroka, aby poczytać co w świecie czarodziejskim się
dzieje, profesor Snape przyniósł mi też część starych książek
o eliksirach i gdyby nie one, to pewnie zanudziłabym się na śmierć.
Pewnego dnia, kiedy
czytałam właśnie o Felix Felicis usłyszałam pod domem kobiece
głosy, a następnie pukanie do drzwi. Peter otworzył je, goście
weszli do środka, słychać było jeszcze wielki huk i wszystko
ucichło. Podeszłam do swoich drzwi, przystawiłam ucho do
drewnianej powierzchni, ale nic nie usłyszałam. Wzięłam szklankę
i wykorzystałam „mugolski” sposób, który też nie dał zbyt
wielkich rezultatów. Chciałabym mieć teraz Uszy Dalekiego Zasięgu,
które w tamtym roku wymyślili Weasley'owie. Ile bym dała, aby
teraz być na dole pod drzwiami i wiedzieć o co chodzi. Coś się
działo, coś się szykowało, a ja nie wiedziałam co.
Bardzo mnie to drażniło,
ponieważ lubiłam wszystko wiedzieć. Kiedy jeszcze miałam normalne
życie, kiedy byłam w jakby innym świecie, uwielbiałam wraz z
przyjaciółkami siedzieć wieczorami przed kominkiem i plotkować,
obgadywać i naśmiewać się z innych, na przykład dziwnych loczków
Granger, prosiego śmiechu Parkinson albo nowych wynalazkach Freda i
Georga. O ile Granger była jeszcze znośna, kiedy się nie
wymądrzała za bardzo, tak Pansy wszystkim dookoła działała na
nerwy, nawet Krukonom, którzy kiedy tylko mogli starali się nie
brać udziału w kłótniach pomiędzy Gryfonami a Ślizgonami.
Wstrętna, zarozumiała, zapatrzona w Draco idiotka, która robiła
wszystko, by mu się przypodobać. Ciekawe czy naprawdę była taka
głupia, że nie widziała tego, że wszyscy się z niej śmieją, a
Malfoy po prostu ją wykorzystuje. Na wspomnienie tej dziewczyny, na
mojej twarzy zagościł złośliwy uśmieszek.
Goście po chwili
opuścili dom, zerwałam się z pod drzwi i stojąc przy oknie
starałam się dostrzec kto to był, ale kobiety zniknęły z pod
budynku szybciej niż się pojawiły. Zrezygnowana podeszłam do
łóżka, usiadłam na nim i zabrałam się za kończenie książki.
Nie minęło kilka dni,
i kiedy za oknem zdążyło się już naprawdę ściemnić, Snape
wsunął się do mojego pokoju, znów bez pukania.
– Profesor Dumbledore
pojawi się jutro koło godziny osiemnastej. Bądź punktualnie na
dole, Petera nie będzie – powiedział, a potem wyszedł, zamykając
za sobą drzwi.
Na tę wiadomość
czekałam od dłuższego czasu. Szeroki uśmiech pojawił się na
mojej twarzy i nie wiedziałam, czy bardziej się cieszę, czy
denerwuję.
Następnego dnia od
samego rana chodziłam po pokoju, zastanawiając się, jak poprosić
dyrektora o to, aby mnie stąd zabrał. Czułam, że nie wytrzymam
tutaj ani minuty więcej. Miałam dość tego pokoju, tego
towarzystwa, nie potrafiłam tu odpocząć czy się zrelaksować.
Zamiast starać się zapomnieć o stracie mamy, cały czas musiałam
zmierzać się z profesorem, a przez jego nowego lokatora nie mogłam
opuszczać domu. To było więzienie, a nie dom ojca.
– Profesorze, ja mam
pytanie... nie, nie tak – powiedziałam do siebie, po raz piąty
robiąc okrążenie po pokoju.
–
Profesorze, chciałam się zapytać
czy nie mogłabym...
Moje rozmyślanie
przerwał odgłos bijących dzwonów pobliskiego kościoła. Wybiła
osiemnasta, a mnie nie było jeszcze na dole. Petera miało nie być,
więc bez większych obaw otworzyłam drzwi, a potem zeszłam po
schodach na dół. Już zapomniałam jak to tu wszystko wygląda, od
tygodni nie byłam w tym pomieszczeniu. Kiedy tylko moje stopy
dotknęły ostatniego stopnia, rozległo się pukanie do drzwi.
Profesor Snape wyszedł z salonu i spojrzał na mnie.
– Idź do pokoju –
powiedział i wyminął mnie.
Zrobiłam tak jak mi
kazał, weszłam do salonu i znów poczułam ten zapach starych
książek. Usiadłam na kanapie i zapatrzyłam się w buchający
ogień, który mimo dosyć wysokiej temperatury na dworze cały czas
się palił.
– Witaj Severusie –
usłyszałam z przedpokoju, był to ewidentnie głos profesora
Dumbledore'a. – Miło cię widzieć.
– Ona tam jest, siedzi
w salonie – powiedział Snape.
– Dobrze, porozmawiamy
z nią – powiedział i już po chwili oboje byli w salonie. –
Dobry wieczór, panno Waiss.
Spojrzałam na dyrektora
i uśmiechnęłam się delikatnie. Jego osoba jakby odganiała cały
stres i wszystkie smutki. Patrząc w jego błękitne oczy, które
spoglądały na mnie z za okularów połówek, czułam się naprawdę
bezpieczna. Pierwszy raz od ostatniego naszego spotkania w gabinecie.
– Dobry wieczór –
odpowiedziałam.
Profesor Dumbledore
usiadł na fotelu zazwyczaj zajmowanego przez Snape'a, rozsiadł się
wygodnie, wziął w dłoń najnowsze wydanie Proroka codziennego i
przeczytał na głos:
– O, wymyślili jak
odróżnić czarodzieja pod wpływem Imperio od tego bez? Ciekawe...
Przyglądałam mu się z
zainteresowaniem. Jego siwo-srebrna broda odbijała światło
płomieni dochodzących z kominka. Miał na sobie tę samą,
niebiesko-srebrną szatę, na głowie sterczącą czarodziejską
czapkę i można byłoby rzec, że wszystko jest z nim w porządku,
gdyby nie jego jedna ręka bezwładnie leżąca na kolanach. Utkwiłam
na niej swój wzrok, ale kiedy dyrektor zauważył moje spojrzenie,
zakrył szybko czarne palce z dziwnym pierścieniem i posłał mi
delikatny uśmiech.
– Severusie, proszę,
zrób nam herbaty. I, jeśli możesz, to podaj mi też ten eliksir, o
który cię wcześniej prosiłem.
Mój ojciec bez słowa
wykonał polecenie Dumbledora, w tym czasie my tkwiliśmy w ciszy. Ja
się bałam odezwać, a profesor, czekając na swoją herbatę
przeglądał wcześniej wzięte wydanie Proroka. Kiedy stały już
przed nami filiżanki, starzec poprawił swoje okulary połówki i
spojrzał na mnie.
– Czy chcesz mnie o
coś zapytać, panno Waiss?
–
spytał, przyglądając się mi.
Przez chwilę
zastanawiałam się czy jest coś co mnie ciekawiło, co chciałabym
wiedzieć i w sumie było.
– Profesor wiedział,
że profesor Snape jest... jest moim... – zaczęłam, nie mogąc
wykrztusić z siebie tego słowa.
– Tak, wiedziałem.
– Dlaczego posłał
mnie pan do mojej babci, musiał pan wiedzieć, jaka ona jest? –
zadałam kolejne pytanie, trochę bardziej pewna siebie.
Zapadła chwila ciszy,
Dumbledore tylko uśmiechnął się pod nosem.
– Dobrze znam twoją
babcię, to była dobra kobieta, ale trochę skrzywdził ją los, za
co winą obarczyła twoją matkę. Nie martw się, na pewno kiedyś
poznasz prawdę – powiedział. – Profesor Snape poinformował
mnie, że sama przybyłaś pod jego dom.
– Tak, mama zostawiła
dla mnie list z informacją gdzie znajdę swojego ojca.
– Mogę zobaczyć?
Przez chwilę wahałam
się, ale wstałam i ruszyłam schodami do góry. Sięgnęłam pod
poduszkę, wyciągnęłam spod niej pogięty kawałek papieru i,
wracając z powrotem, starałam się go jakoś wyprostować. Kiedy
byłam już w salonie wręczyłam go dyrektorowi. On przyglądał się
mu, czytał go bardzo uważnie, a potem z delikatnym uśmiechem oddał
mi go.
– Czy jest o co byś
chciała jeszcze zapytać?
– Jak to się stało?
– spytałam szybko.
Profesor Snape spojrzał
na mnie swoim jadowitym wzrokiem, czułam się jakbym miała zaraz
zniknąć z tego świata, ale patrzyłam mu w oczy równie dzielnie.
A przynajmniej starałam się.
– Już ci mówiłem,
panno Waiss, że to nie twoja sprawa – odpowiedział Snape.
Dlaczego nie chciał mi
powiedzieć? Może bał się, że komuś powiem, a on straci szacunek
swoich uczniów? Znaczy, jaki szacunek? Nikt go nie szanował, tylko
wszyscy się bali. Ja też się bałam, nie byłam inna niż wszyscy.
– Severusie, Emily ma
prawo wiedzieć. Jest już prawie dorosła – poparł mnie dyrektor.
– To był rok po
zakończeniu nauki, siedziałem w barze na Nokturnie, a twoja matka
przyszła do mnie – zaczął. - Nie mogła znieść, że byłem
jedyną osobą, która nie zwracała na nią uwagi.
Słuchałam go uważnie,
czułam, że wszystko zaczęło we mnie buzować. Mówił o mojej
matce tak, jakby była jakąś kobietą do towarzystwa, albo osobą,
dla której liczy się tylko spotykanie z chłopcami. Nokturn?
Przecież ona tam nigdy nie była.
– Pyszna, pewna
siebie, zazdrosna, że byłem w czymś od niej lepszy. Ty jesteś
dokładnie taka sama...
– Dosyć – przerwał
profesor Dumbledore.
– Kłamiesz! -
krzyknęłam
– Dziewięć miesięcy
później pojawiła się pod moim domem z tobą na rękach,
powiedziała mi, że to moje dziecko i poprosiła abym nigdy nikomu
tego nie zdradził.
– Severusie... dosyć
– powtórzył dyrektor.
Patrzyłam na niego ze
złością, jak śmiał mówić tak o mojej matce?! Jak śmiał
mówić, że taka jestem. Przecież praktycznie mnie nie znał.
Przecież ja wcale nie uganiałam się za chłopcami, nie
denerwowałam się jak ktoś inny zrobił lepszy eliksir niż ja.
Cieszyłam się, że byłam najlepsza, ale to dlatego, że bardzo ten
przedmiot, nie licząc nauczyciela, lubiłam i tyle. A on mi mówi,
że się pyszę?
– Profesorze
Dumbledore, ja nie chcę tu zostać. Mógłby mnie pan zabrać do
Hogwartu? Ja, ja mogłabym wysprzątać wszystkie schody, albo.. może
mogłabym do Hogsmeade? Albo do Dziurawego Kotła? Wszędzie lepiej
niż tu, w tej klatce, w tym więzieniu – poprosiłam, patrząc
dyrektorowi prosto w oczy.
– Emily, lepiej było
by gdybyś została z ojcem, byłoby dla ciebie bezpieczniej i taką
decyzję wspólnie z Severusem podjęliśmy jeszcze ten samej nocy,
kiedy do niego przybyłaś. Nie jesteś jeszcze pełnoletnia, tak
więc decyzję musi podjąć profesor Snape.
Spojrzałam na niego, czułam,
że mi chyba nie pozwoli.
On patrzył na mnie, uśmiechał się kpiąco, przeciągał, niby się
zastanawiał, ale nie wierzyłam w to. Ile bym dała, aby opuścić
już ten dom. Dlaczego urodziny musiałam mieć dopiero w maju,
dlaczego?
– Możesz iść, i tak
spotkamy się za miesiąc w Hogwarcie – powiedział.
Nie wiedziałam czy to
sen, czy może jednak nie? Snape zgodził się, abym opuściła jego
dom. Dlaczego nie zrobił tego wcześniej? Czyżby liczyła się dla
niego opinia dyrektora?
Na mojej twarzy pojawił
się uśmiech, teraz utkwiłam wzrok w Dumbledorze.
– Nie mogę zabrać
pani do Hogwartu, panno Waiss. Regulamin, jak zresztą sama
pamiętasz. Teleportujemy się pod Dziurawy Kocioł i wynajmiemy ci
tam pokój do pierwszego września.
Dyrektor nie musiał
długo czekać, od razu zerwałam się na równe nogi i pobiegłam na
górę, aby się spakować. Wrzucałam do walizki ubrania na zmianę
czyste z brudnymi, stare książki, kociołki, szaty, stare wydania
Proroka zostawiłam, ponieważ nie były mi potrzebne. Po dziesięciu,
góra piętnastu minutach byłam już na dole trzymając w jednej
dłoni swoją różdżkę, a w drugiej kufer za rączkę.
– Dziękuję,
Severusie za herbatę, będziemy w kontakcie – powiedział
profesor.
Ja się nie pożegnałam,
wyszłam bez słowa przed dom i rozejrzałam się. Wzięłam kilka
głębszych wdechów, pierwszy raz od bardzo dawna byłam na świeżym
powietrzu. Wtedy mi się coś przypomniało.
– Chwyć mnie za rękę,
Emily – powiedział profesor, nastawiając zdrową rękę.
– Profesorze? Kim jest
Peter Pettigrew?
–
zapytałam.
– Porozmawiamy o tym
kiedy indziej, Emily. A teraz złap mnie za rękę.
Kiwnęłam głową i
chwyciłam profesora za zdrową dłoń. Momentalnie poczułam, jakby
coś ciągnęło mnie do góry, ale mój brzuch nadal pozostawał na
swoim miejscu. Ścisnęłam mocniej rączkę przy kufrze, nie
chciałam go teraz zgubić, bo bóg wie, gdzie my teraz byliśmy.
Wszystko dookoła mnie zaczęło wirować, nie mogłam rozróżnić
żadnych kształtów. Kiedy znowu poczułam grunt pod nogami, kolana
ugięły się pod ciężarem i wylądowałam na ziemi.
– Wstawaj szybko,
wstawaj. Londyn o tej godzinie nie jest bezpieczny. – Usłyszałam.
Szybko podniosłam się
otrzepując ręce z piasku i wkroczyłam za dyrektorem do Dziurawego
Kotła. Hałas naglę ucichł, wszyscy spojrzeli w naszą stronę.
Chyba dyrektor niezbyt często zaglądał do takich miejsc. Część
osób szybko wstało i wyszło z pubu tylnym wyjściem, inni opuścili
nisko głowy, a jeszcze inni patrzyli z zaciekawieniem. Dyrektor
podszedł do lady jak gdyby nigdy nic i uśmiechnął się do Toma
stojącego za nią.
– Witaj, Tom, poproszę
wygodny pokój dla tej pani – powiedział, wskazując na mnie. –
Zostanie tu do pierwszego września.
Tom ukłonił się
nisko, zniknął w pomieszczeniu za swoimi plecami, a potem wrócił
z numerkiem i wręczył mi go. Tym razem było to 38. Nawet nie
wiedziałam, że tu jest tyle pokoi. Profesor Dumbledore odwrócił
się w moją stronę, położył zdrową dłoń na ramieniu i
spojrzał w oczy.
– Tu się rozstaniemy,
panno Waiss. Uważaj na siebie – powiedział, i już po chwili go
nie było.
Dzień później
obudziłam się gdzieś koło godziny dziesiątej. Tym razem mój
pokój nie przypominał rudery, ale bardzo ładne, zadbane
pomieszczenie. Dziwiłam się, że takie miejsce w Dziurawym Kotle w
ogóle jest, nie przypuszczałam, że zatrzymywali by się tu goście,
którzy wymagaliby takiego standardu. Ale mi się podobało i tak
bardziej niż w tej klatce u profesora Snape'a.
Ubrałam się i zeszłam
na dół na śniadanie. Jak zwykle było tu pełno ludzi, ale raczej
innego pokroju. Kelnerzy wycierali brudnymi szmatkami ławy, które
zamiast robić się czyste, nadal były tak samo brudne. Układali
krzesła, żeby klienci mieli gdzie usiąść, część osób jadło
śniadanie, a część od samego rana piło Ognistą Whisky.
Usiadłam sobie wygodnie
przy jednym ze stołów, po chwili podszedł do mnie kelner, a ja
złożyłam zamówienie na jajecznicę. Nigdy tu nie jadłam, więc
nie wiedziałam jakiej będzie jakości. Kiedy w końcu mi ją
przyniesiono wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia. To zdecydowanie nie
była jajecznica, którą robiła dla mnie mama. Brudny talerz,
brudne sztućce, które starałam się wyczyścić pocierając je o
swoją bluzkę. Chciałam jeść, ale ryzykowałam jakimś zatruciem.
Ale inni jedli, więc nie mogło być tak źle.
– Dobra, kto nie
ryzykuje, ten nie ma – powiedziałam do siebie, biorąc pierwszy
kęs.
W sumie to nie było tak
źle i nawet mi smakowało. Było zjadliwe i nie śmierdziało, a to
najważniejsze. Po śniadaniu postanowiłam wybrać się na Pokątną,
aby się przejść, może wybrać się ponownie do banku albo sobie
coś kupić na poprawę humoru? Przeszłam przez przejście dotykając
różdżką odpowiednich kamieni i już po chwili byłam na magicznej
starówce. Pokątna chyba nigdy się nie zmieniała, zawsze krążyło
po niej wielu ludzi przechodzących od sklepu do sklepu. Z uśmiechem
na ustach, bo znowu czułam się jak u siebie, zaczęłam iść,
szukając miejsca, gdzie mogłabym trochę posiedzieć. Może
powinnam wejść do biblioteki? W końcu dawno nie kupiłam sobie
żadnej książki.
– Emily!
–
Usłyszałam.
Ktoś mnie wołał i ten
głos był na pewno znajomy. Odwróciłam się, chcąc znaleźć
osobę, która zakłócała mój spokój. Przed moją twarzą mignęła
blond czupryna.
– Alice! To ty?
***
Rozdział czwarty napisany, poprawiony i wrzucony. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Zabieram Emily od Snape'a, postanowiłam, że ukrócę trochę jej cierpienie, ale sądzę, że następny rozdział wcale nie będzie ciekawszy. Za to, po rozdziale piątym nie będzie rozdziału szóstego, tylko tak jak poprzednio odcinek specjalny dotyczący życia matki Emily. Liczę na to, że wam się spodoba.
To tyle z ogłoszeń parafialnych. Przy okazji pragnę zaprosić wszystkich Potteromaniaków na forum PBF o tematyce Harry'ego Pottera. Akcja dzieje się w roku 1975 kiedy Huncwoci są w piątej klasie. Mamy wiele postaci fabularnych do przejęcia, między innymi Severus Snape, Peter Pettigrew, Lucjusz Malfoy etc. Tak więc zapraszam na Levicorpus. Dziękuje też za 40 obserwatorów oraz prawie 12tyś wyświetleń strony :) To naprawdę dla mnie bardzo dużo znaczy.
Ah, no i jeszcze jedno. Jak zdążyliście się pewnie zorientować na blogu pojawił się nowy szablon. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu ;)
Pozdrawiam i życzę dużo energii w nadchodzącym nowym roku szkolnym!
Ah, no i jeszcze jedno. Jak zdążyliście się pewnie zorientować na blogu pojawił się nowy szablon. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu ;)
Pozdrawiam i życzę dużo energii w nadchodzącym nowym roku szkolnym!
Rozdział jest super!
OdpowiedzUsuńNie umiem dobrze opisać rozdziału, więc przepraszam, ale tak krótko :)
Co do szablonu, gdy zobaczyłam go w christelowej graficiarni, wydaje mi się, że ten jest gorszy jakościowo. Grafika też jakoś specjalnie mnie nie zachwyca, ale to moja opinia.
Podobał mi się ten, co teraz masz, ale jak zobaczyłam tamten, to od razu miałam inny podgląd.
Pozdrawiam, kadu ;**
Rozumiem o co ci chodzi, ale tamtego prawdę mówiąc miałam już troszkę dość. Znudził mi się i za każdym razem jak wchodziłam to się krzywiłam bo mnie już odrzucał (chociaż był naprawdę bardzo ładny). Może za jakiś czas znowu zmienię szablon, kto wie ;P
UsuńPozdrawiam
Nie rozumiem dlaczego najpierw Dumbledore poparł Emily, że powinna znać prawdę, a potem kazał Snape'owi przerwać opowieść?
OdpowiedzUsuńJednak opuściła dom ojca. Dusiła się tam. Sev już o to zadbał. I za taki charakter go lubię.
Spodobał mi się opis Dziurawego Kotła. W ogóle ta jajecznica. To chyba moja ulubiona część z tego rozdziału. Bo muszę przyznać, że niewiele się działo. Ale to w sumie dobrze. Powoli, wraz z Emily, przyzwyczajamy się do nowej rzeczywistości.
Pozdrawiam
Magia jest tym czego nie wiesz
On przerywał, ponieważ ta rozmowa zaczynała się robić dość ostra. Zaczynali na siebie krzyczeć, a tego Dumbledore nie chciał, dlatego zaczął przerywać. He he, jajecznica też mi się podobała xD
UsuńPozdrawiam :)
A mogło być tak ciekawie... :) Ale Dumbledore, nasz staruszek, woli spokój i cisze rozmowy :P
UsuńSeverus zdecydowanie przesadził, gdy opisywał matkę Emily. Nie sądzę, by w rzeczywistości taka była, ale to się dopiero okaże w następnych rozdziałach.
OdpowiedzUsuńNa miejscu głównej bohaterki nie wytrzymałabym kilku tygodni siedzenia (no, przebywania) w jednym pomieszczeniu. Istne więzienie. Po takich ,,wesołych wakacjach" można już nie być nigdy normalnym.
Zauważyłam, że zmieniłaś szablon. Aktualny niewątpliwie ma coś w sobie, jednak poprzedni bardziej mi się podobał. Pewnie zależy od gustu.
Pozdrawiam gorąco.
Nie skomentowałam od razu :x
OdpowiedzUsuńCóż, zdziwiłam się, że Dumbek wziął dziewczynę ze sobą, że umiejscowił ją w Dziurawym Kotle. xd Ale to może lepiej? Snape, jak zwykle zjawiskowy <3
I więcej nie wyskrobię. Nie mam weny :x Pisz szybko kolejny rozdział.
xoxo, Bellatrix †
Wygląda na to, że matka Emily do świętych nie należała. O ile Snape mówił prawdę. Ale myślę, że nie kłamał. W końcu zawsze był szczery i mówił to co myślał.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Dumbledore zabrał ją stamtąd, bo pewnie by tam zwariowała do pierwszego września ;p.
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam.
Wybacz, że tak późno! Trochę jestem zabiegana...
OdpowiedzUsuńRozdział czytałam kawałkami w dość dużych odstępach czasu, dlatego nie wypowiem się o nim dość składnie czy długo. W każdym razie wiedz, że przeczytałam i mi się podobało ^^ Dajesz Emily charakterek. Zaskoczyło mnie, że przeniosła się do Dziurawego Kotła. Jestem ciekawa jej dalszych przygód.
Pozdrawiam :)
Hmm..cóż Emily nie ma łatwo może więc dlatego ma taki humorek? Ja pewnie też bym się tak zachowywała mając taką bacie, ojca i matkę ;/
OdpowiedzUsuńCzemu Dumbledore nie zabrał ją do Hogwartu?
Pozdrawiam :D