[04] Czułam się tam jak w więzieniu

Beta:  Taimi Arvoitus

Profesor Dumbledore swoją wizytę zapowiedział dokładnie na trzydziestego lipca, czyli w połowie wakacji. Miałam więc praktycznie cały miesiąc na siedzenie w tym zapyziałym pokoju bez możliwości wyjścia, czy spędzenia czasu w jakikolwiek inny miły sposób. Na dół schodziłam tylko na posiłki, za każdym razem profesor siedział w swoim fotelu, zaczytany w starej książce lub nowym wydaniu Proroka, aby przypadkiem nie rozpocząć ze mną rozmowy, a kiedy wracałam do swojego pokoju nawet nie raczył na mnie spojrzeć, tylko zachowywał się tak, jakbym w ogóle nie istniała.
Nie miałam za dużo do roboty. Dostałam zakaz wysyłania listów, ponieważ Snape nie chciał, by ktoś się zorientował, że lata tu więcej sów niż zwykle. I ja i profesor mielibyśmy kłopoty. Magii też nie mogłam zbyt często używać, mimo że byłam w domu czarodzieja. Czas mijał mi na czytaniu nowych wydań Proroka Codziennego.
Uwaga! Śmierciożercy na wolności.
Poradnik jak chronić się przed zaklęciem Imperio!
Ochroń swój dom! Kilka zaklęć, które mogą uratować ci skórę.
Takie tytuły nosiły pierwsze strony gazet. Od ostatnich wakacji sporo się zmieniło. Wtedy uważali Pottera za głupca i kłamce, teraz każdy mu wierzył i wszyscy trzęśli się ze strachu. No, prawie wszyscy.
Odłożyłam gazetę na bok i siedząc na parapecie spojrzałam na bezchmurne niebo. Ja się nie bałam, to nie była moja walka. Oczywiście, to było straszne, że tylu mugoli i czarodziejów ginęło, tak być nie powinno. Ja jednak nie chciałam się w to mieszać, nie pogardziłabym, gdybym teraz zginęła. Byłam chyba na etapie „nic mnie nie interesuje, wszystko jest bezsensu, nie chcę tu być”.
Jakiś tydzień po moim przyjeździe w domu pojawił się kolejny lokator, przez co moje życie tutaj jeszcze bardziej stanęło na głowie. Zamieszkał razem z nami nijaki Peter Pettigrew, jak go nazwał Profesor. Prawdę mówiąc, skądś znałam to imię i nazwisko, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie je usłyszałam. Tak więc po krótkiej chwili rozmyślania zapomniałam o tym. Mężczyzna ten kręcił się po mieszkaniu, swój kąt miał w piwnicy, ale mój pokój został specjalnie zakamuflowany, żeby mu do głowy nie przyszło mnie odwiedzić. Od teraz posiłki przynosił mi Snape, skromne, ale dało się zjeść. Przez ten okres czasu czułam się jak w więzieniu.
Dni mijały, każdy wyglądał tak samo. Nic się nie działo, nic, co by przykuło moją uwagę. Dni odliczałam już tylko do przyjścia profesora Dumbledora i spotkania z nim. Miałam mu tyle do powiedzenia, chciałam się o tyle zapytać i prosić.
Jak co dzień dostawałam nowe wydania Proroka, aby poczytać co w świecie czarodziejskim się dzieje, profesor Snape przyniósł mi też część starych książek o eliksirach i gdyby nie one, to pewnie zanudziłabym się na śmierć.
Pewnego dnia, kiedy czytałam właśnie o Felix Felicis usłyszałam pod domem kobiece głosy, a następnie pukanie do drzwi. Peter otworzył je, goście weszli do środka, słychać było jeszcze wielki huk i wszystko ucichło. Podeszłam do swoich drzwi, przystawiłam ucho do drewnianej powierzchni, ale nic nie usłyszałam. Wzięłam szklankę i wykorzystałam „mugolski” sposób, który też nie dał zbyt wielkich rezultatów. Chciałabym mieć teraz Uszy Dalekiego Zasięgu, które w tamtym roku wymyślili Weasley'owie. Ile bym dała, aby teraz być na dole pod drzwiami i wiedzieć o co chodzi. Coś się działo, coś się szykowało, a ja nie wiedziałam co.
Bardzo mnie to drażniło, ponieważ lubiłam wszystko wiedzieć. Kiedy jeszcze miałam normalne życie, kiedy byłam w jakby innym świecie, uwielbiałam wraz z przyjaciółkami siedzieć wieczorami przed kominkiem i plotkować, obgadywać i naśmiewać się z innych, na przykład dziwnych loczków Granger, prosiego śmiechu Parkinson albo nowych wynalazkach Freda i Georga. O ile Granger była jeszcze znośna, kiedy się nie wymądrzała za bardzo, tak Pansy wszystkim dookoła działała na nerwy, nawet Krukonom, którzy kiedy tylko mogli starali się nie brać udziału w kłótniach pomiędzy Gryfonami a Ślizgonami. Wstrętna, zarozumiała, zapatrzona w Draco idiotka, która robiła wszystko, by mu się przypodobać. Ciekawe czy naprawdę była taka głupia, że nie widziała tego, że wszyscy się z niej śmieją, a Malfoy po prostu ją wykorzystuje. Na wspomnienie tej dziewczyny, na mojej twarzy zagościł złośliwy uśmieszek.
Goście po chwili opuścili dom, zerwałam się z pod drzwi i stojąc przy oknie starałam się dostrzec kto to był, ale kobiety zniknęły z pod budynku szybciej niż się pojawiły. Zrezygnowana podeszłam do łóżka, usiadłam na nim i zabrałam się za kończenie książki.
Nie minęło kilka dni, i kiedy za oknem zdążyło się już naprawdę ściemnić, Snape wsunął się do mojego pokoju, znów bez pukania.
– Profesor Dumbledore pojawi się jutro koło godziny osiemnastej. Bądź punktualnie na dole, Petera nie będzie – powiedział, a potem wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Na tę wiadomość czekałam od dłuższego czasu. Szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy i nie wiedziałam, czy bardziej się cieszę, czy denerwuję.
Następnego dnia od samego rana chodziłam po pokoju, zastanawiając się, jak poprosić dyrektora o to, aby mnie stąd zabrał. Czułam, że nie wytrzymam tutaj ani minuty więcej. Miałam dość tego pokoju, tego towarzystwa, nie potrafiłam tu odpocząć czy się zrelaksować. Zamiast starać się zapomnieć o stracie mamy, cały czas musiałam zmierzać się z profesorem, a przez jego nowego lokatora nie mogłam opuszczać domu. To było więzienie, a nie dom ojca.
– Profesorze, ja mam pytanie... nie, nie tak – powiedziałam do siebie, po raz piąty robiąc okrążenie po pokoju. – Profesorze, chciałam się zapytać czy nie mogłabym...
Moje rozmyślanie przerwał odgłos bijących dzwonów pobliskiego kościoła. Wybiła osiemnasta, a mnie nie było jeszcze na dole. Petera miało nie być, więc bez większych obaw otworzyłam drzwi, a potem zeszłam po schodach na dół. Już zapomniałam jak to tu wszystko wygląda, od tygodni nie byłam w tym pomieszczeniu. Kiedy tylko moje stopy dotknęły ostatniego stopnia, rozległo się pukanie do drzwi. Profesor Snape wyszedł z salonu i spojrzał na mnie.
– Idź do pokoju – powiedział i wyminął mnie.
Zrobiłam tak jak mi kazał, weszłam do salonu i znów poczułam ten zapach starych książek. Usiadłam na kanapie i zapatrzyłam się w buchający ogień, który mimo dosyć wysokiej temperatury na dworze cały czas się palił.
– Witaj Severusie – usłyszałam z przedpokoju, był to ewidentnie głos profesora Dumbledore'a. – Miło cię widzieć.
– Ona tam jest, siedzi w salonie – powiedział Snape.
– Dobrze, porozmawiamy z nią – powiedział i już po chwili oboje byli w salonie. – Dobry wieczór, panno Waiss.
Spojrzałam na dyrektora i uśmiechnęłam się delikatnie. Jego osoba jakby odganiała cały stres i wszystkie smutki. Patrząc w jego błękitne oczy, które spoglądały na mnie z za okularów połówek, czułam się naprawdę bezpieczna. Pierwszy raz od ostatniego naszego spotkania w gabinecie.
– Dobry wieczór – odpowiedziałam.
Profesor Dumbledore usiadł na fotelu zazwyczaj zajmowanego przez Snape'a, rozsiadł się wygodnie, wziął w dłoń najnowsze wydanie Proroka codziennego i przeczytał na głos:
 – O, wymyślili jak odróżnić czarodzieja pod wpływem Imperio od tego bez? Ciekawe...
Przyglądałam mu się z zainteresowaniem. Jego siwo-srebrna broda odbijała światło płomieni dochodzących z kominka. Miał na sobie tę samą, niebiesko-srebrną szatę, na głowie sterczącą czarodziejską czapkę i można byłoby rzec, że wszystko jest z nim w porządku, gdyby nie jego jedna ręka bezwładnie leżąca na kolanach. Utkwiłam na niej swój wzrok, ale kiedy dyrektor zauważył moje spojrzenie, zakrył szybko czarne palce z dziwnym pierścieniem i posłał mi delikatny uśmiech.
– Severusie, proszę, zrób nam herbaty. I, jeśli możesz, to podaj mi też ten eliksir, o który cię wcześniej prosiłem.
Mój ojciec bez słowa wykonał polecenie Dumbledora, w tym czasie my tkwiliśmy w ciszy. Ja się bałam odezwać, a profesor, czekając na swoją herbatę przeglądał wcześniej wzięte wydanie Proroka. Kiedy stały już przed nami filiżanki, starzec poprawił swoje okulary połówki i spojrzał na mnie.
– Czy chcesz mnie o coś zapytać, panno Waiss? – spytał, przyglądając się mi.
Przez chwilę zastanawiałam się czy jest coś co mnie ciekawiło, co chciałabym wiedzieć i w sumie było.
– Profesor wiedział, że profesor Snape jest... jest moim... – zaczęłam, nie mogąc wykrztusić z siebie tego słowa.
– Tak, wiedziałem.
– Dlaczego posłał mnie pan do mojej babci, musiał pan wiedzieć, jaka ona jest? – zadałam kolejne pytanie, trochę bardziej pewna siebie.
Zapadła chwila ciszy, Dumbledore tylko uśmiechnął się pod nosem.
– Dobrze znam twoją babcię, to była dobra kobieta, ale trochę skrzywdził ją los, za co winą obarczyła twoją matkę. Nie martw się, na pewno kiedyś poznasz prawdę – powiedział. – Profesor Snape poinformował mnie, że sama przybyłaś pod jego dom.
– Tak, mama zostawiła dla mnie list z informacją gdzie znajdę swojego ojca.
– Mogę zobaczyć?
Przez chwilę wahałam się, ale wstałam i ruszyłam schodami do góry. Sięgnęłam pod poduszkę, wyciągnęłam spod niej pogięty kawałek papieru i, wracając z powrotem, starałam się go jakoś wyprostować. Kiedy byłam już w salonie wręczyłam go dyrektorowi. On przyglądał się mu, czytał go bardzo uważnie, a potem z delikatnym uśmiechem oddał mi go.
– Czy jest o co byś chciała jeszcze zapytać?
– Jak to się stało? – spytałam szybko.
Profesor Snape spojrzał na mnie swoim jadowitym wzrokiem, czułam się jakbym miała zaraz zniknąć z tego świata, ale patrzyłam mu w oczy równie dzielnie. A przynajmniej starałam się.
– Już ci mówiłem, panno Waiss, że to nie twoja sprawa – odpowiedział Snape.
Dlaczego nie chciał mi powiedzieć? Może bał się, że komuś powiem, a on straci szacunek swoich uczniów? Znaczy, jaki szacunek? Nikt go nie szanował, tylko wszyscy się bali. Ja też się bałam, nie byłam inna niż wszyscy.
– Severusie, Emily ma prawo wiedzieć. Jest już prawie dorosła – poparł mnie dyrektor.
– To był rok po zakończeniu nauki, siedziałem w barze na Nokturnie, a twoja matka przyszła do mnie – zaczął. - Nie mogła znieść, że byłem jedyną osobą, która nie zwracała na nią uwagi.
Słuchałam go uważnie, czułam, że wszystko zaczęło we mnie buzować. Mówił o mojej matce tak, jakby była jakąś kobietą do towarzystwa, albo osobą, dla której liczy się tylko spotykanie z chłopcami. Nokturn? Przecież ona tam nigdy nie była.
– Pyszna, pewna siebie, zazdrosna, że byłem w czymś od niej lepszy. Ty jesteś dokładnie taka sama...
– Dosyć – przerwał profesor Dumbledore.
– Kłamiesz! - krzyknęłam
– Dziewięć miesięcy później pojawiła się pod moim domem z tobą na rękach, powiedziała mi, że to moje dziecko i poprosiła abym nigdy nikomu tego nie zdradził.
– Severusie... dosyć – powtórzył dyrektor.
Patrzyłam na niego ze złością, jak śmiał mówić tak o mojej matce?! Jak śmiał mówić, że taka jestem. Przecież praktycznie mnie nie znał. Przecież ja wcale nie uganiałam się za chłopcami, nie denerwowałam się jak ktoś inny zrobił lepszy eliksir niż ja. Cieszyłam się, że byłam najlepsza, ale to dlatego, że bardzo ten przedmiot, nie licząc nauczyciela, lubiłam i tyle. A on mi mówi, że się pyszę?
– Profesorze Dumbledore, ja nie chcę tu zostać. Mógłby mnie pan zabrać do Hogwartu? Ja, ja mogłabym wysprzątać wszystkie schody, albo.. może mogłabym do Hogsmeade? Albo do Dziurawego Kotła? Wszędzie lepiej niż tu, w tej klatce, w tym więzieniu – poprosiłam, patrząc dyrektorowi prosto w oczy.
– Emily, lepiej było by gdybyś została z ojcem, byłoby dla ciebie bezpieczniej i taką decyzję wspólnie z Severusem podjęliśmy jeszcze ten samej nocy, kiedy do niego przybyłaś. Nie jesteś jeszcze pełnoletnia, tak więc decyzję musi podjąć profesor Snape.
Spojrzałam na niego, czułam, że mi chyba nie pozwoli. On patrzył na mnie, uśmiechał się kpiąco, przeciągał, niby się zastanawiał, ale nie wierzyłam w to. Ile bym dała, aby opuścić już ten dom. Dlaczego urodziny musiałam mieć dopiero w maju, dlaczego?
– Możesz iść, i tak spotkamy się za miesiąc w Hogwarcie – powiedział.
Nie wiedziałam czy to sen, czy może jednak nie? Snape zgodził się, abym opuściła jego dom. Dlaczego nie zrobił tego wcześniej? Czyżby liczyła się dla niego opinia dyrektora?
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, teraz utkwiłam wzrok w Dumbledorze.
– Nie mogę zabrać pani do Hogwartu, panno Waiss. Regulamin, jak zresztą sama pamiętasz. Teleportujemy się pod Dziurawy Kocioł i wynajmiemy ci tam pokój do pierwszego września.
Dyrektor nie musiał długo czekać, od razu zerwałam się na równe nogi i pobiegłam na górę, aby się spakować. Wrzucałam do walizki ubrania na zmianę czyste z brudnymi, stare książki, kociołki, szaty, stare wydania Proroka zostawiłam, ponieważ nie były mi potrzebne. Po dziesięciu, góra piętnastu minutach byłam już na dole trzymając w jednej dłoni swoją różdżkę, a w drugiej kufer za rączkę.
– Dziękuję, Severusie za herbatę, będziemy w kontakcie – powiedział profesor.
Ja się nie pożegnałam, wyszłam bez słowa przed dom i rozejrzałam się. Wzięłam kilka głębszych wdechów, pierwszy raz od bardzo dawna byłam na świeżym powietrzu. Wtedy mi się coś przypomniało.
– Chwyć mnie za rękę, Emily – powiedział profesor, nastawiając zdrową rękę.
– Profesorze? Kim jest Peter Pettigrew? – zapytałam.
– Porozmawiamy o tym kiedy indziej, Emily. A teraz złap mnie za rękę.
Kiwnęłam głową i chwyciłam profesora za zdrową dłoń. Momentalnie poczułam, jakby coś ciągnęło mnie do góry, ale mój brzuch nadal pozostawał na swoim miejscu. Ścisnęłam mocniej rączkę przy kufrze, nie chciałam go teraz zgubić, bo bóg wie, gdzie my teraz byliśmy. Wszystko dookoła mnie zaczęło wirować, nie mogłam rozróżnić żadnych kształtów. Kiedy znowu poczułam grunt pod nogami, kolana ugięły się pod ciężarem i wylądowałam na ziemi.
– Wstawaj szybko, wstawaj. Londyn o tej godzinie nie jest bezpieczny. – Usłyszałam.
Szybko podniosłam się otrzepując ręce z piasku i wkroczyłam za dyrektorem do Dziurawego Kotła. Hałas naglę ucichł, wszyscy spojrzeli w naszą stronę. Chyba dyrektor niezbyt często zaglądał do takich miejsc. Część osób szybko wstało i wyszło z pubu tylnym wyjściem, inni opuścili nisko głowy, a jeszcze inni patrzyli z zaciekawieniem. Dyrektor podszedł do lady jak gdyby nigdy nic i uśmiechnął się do Toma stojącego za nią.
– Witaj, Tom, poproszę wygodny pokój dla tej pani – powiedział, wskazując na mnie. – Zostanie tu do pierwszego września.
Tom ukłonił się nisko, zniknął w pomieszczeniu za swoimi plecami, a potem wrócił z numerkiem i wręczył mi go. Tym razem było to 38. Nawet nie wiedziałam, że tu jest tyle pokoi. Profesor Dumbledore odwrócił się w moją stronę, położył zdrową dłoń na ramieniu i spojrzał w oczy.
– Tu się rozstaniemy, panno Waiss. Uważaj na siebie – powiedział, i już po chwili go nie było.
Dzień później obudziłam się gdzieś koło godziny dziesiątej. Tym razem mój pokój nie przypominał rudery, ale bardzo ładne, zadbane pomieszczenie. Dziwiłam się, że takie miejsce w Dziurawym Kotle w ogóle jest, nie przypuszczałam, że zatrzymywali by się tu goście, którzy wymagaliby takiego standardu. Ale mi się podobało i tak bardziej niż w tej klatce u profesora Snape'a.
Ubrałam się i zeszłam na dół na śniadanie. Jak zwykle było tu pełno ludzi, ale raczej innego pokroju. Kelnerzy wycierali brudnymi szmatkami ławy, które zamiast robić się czyste, nadal były tak samo brudne. Układali krzesła, żeby klienci mieli gdzie usiąść, część osób jadło śniadanie, a część od samego rana piło Ognistą Whisky.
Usiadłam sobie wygodnie przy jednym ze stołów, po chwili podszedł do mnie kelner, a ja złożyłam zamówienie na jajecznicę. Nigdy tu nie jadłam, więc nie wiedziałam jakiej będzie jakości. Kiedy w końcu mi ją przyniesiono wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia. To zdecydowanie nie była jajecznica, którą robiła dla mnie mama. Brudny talerz, brudne sztućce, które starałam się wyczyścić pocierając je o swoją bluzkę. Chciałam jeść, ale ryzykowałam jakimś zatruciem. Ale inni jedli, więc nie mogło być tak źle.
– Dobra, kto nie ryzykuje, ten nie ma – powiedziałam do siebie, biorąc pierwszy kęs.
W sumie to nie było tak źle i nawet mi smakowało. Było zjadliwe i nie śmierdziało, a to najważniejsze. Po śniadaniu postanowiłam wybrać się na Pokątną, aby się przejść, może wybrać się ponownie do banku albo sobie coś kupić na poprawę humoru? Przeszłam przez przejście dotykając różdżką odpowiednich kamieni i już po chwili byłam na magicznej starówce. Pokątna chyba nigdy się nie zmieniała, zawsze krążyło po niej wielu ludzi przechodzących od sklepu do sklepu. Z uśmiechem na ustach, bo znowu czułam się jak u siebie, zaczęłam iść, szukając miejsca, gdzie mogłabym trochę posiedzieć. Może powinnam wejść do biblioteki? W końcu dawno nie kupiłam sobie żadnej książki.
– Emily! – Usłyszałam.
Ktoś mnie wołał i ten głos był na pewno znajomy. Odwróciłam się, chcąc znaleźć osobę, która zakłócała mój spokój. Przed moją twarzą mignęła blond czupryna.
 – Alice! To ty?

***

Rozdział czwarty napisany, poprawiony i wrzucony. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Zabieram Emily od Snape'a, postanowiłam, że ukrócę trochę jej cierpienie, ale sądzę, że następny rozdział wcale nie będzie ciekawszy. Za to, po rozdziale piątym nie będzie rozdziału szóstego, tylko tak jak poprzednio odcinek specjalny dotyczący życia matki Emily. Liczę na to, że wam się spodoba.
To tyle z ogłoszeń parafialnych. Przy okazji pragnę zaprosić wszystkich Potteromaniaków na forum PBF o tematyce Harry'ego Pottera. Akcja dzieje się w roku 1975 kiedy Huncwoci są w piątej klasie. Mamy wiele postaci fabularnych do przejęcia, między innymi Severus Snape, Peter Pettigrew, Lucjusz Malfoy etc. Tak więc zapraszam na Levicorpus. Dziękuje też za 40 obserwatorów oraz prawie 12tyś wyświetleń strony :) To naprawdę dla mnie bardzo dużo znaczy.
Ah, no i jeszcze jedno. Jak zdążyliście się pewnie zorientować na blogu pojawił się nowy szablon. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu ;)
Pozdrawiam i życzę dużo energii w nadchodzącym nowym roku szkolnym!

10 komentarzy:

  1. Rozdział jest super!
    Nie umiem dobrze opisać rozdziału, więc przepraszam, ale tak krótko :)

    Co do szablonu, gdy zobaczyłam go w christelowej graficiarni, wydaje mi się, że ten jest gorszy jakościowo. Grafika też jakoś specjalnie mnie nie zachwyca, ale to moja opinia.
    Podobał mi się ten, co teraz masz, ale jak zobaczyłam tamten, to od razu miałam inny podgląd.

    Pozdrawiam, kadu ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem o co ci chodzi, ale tamtego prawdę mówiąc miałam już troszkę dość. Znudził mi się i za każdym razem jak wchodziłam to się krzywiłam bo mnie już odrzucał (chociaż był naprawdę bardzo ładny). Może za jakiś czas znowu zmienię szablon, kto wie ;P
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Nie rozumiem dlaczego najpierw Dumbledore poparł Emily, że powinna znać prawdę, a potem kazał Snape'owi przerwać opowieść?
    Jednak opuściła dom ojca. Dusiła się tam. Sev już o to zadbał. I za taki charakter go lubię.
    Spodobał mi się opis Dziurawego Kotła. W ogóle ta jajecznica. To chyba moja ulubiona część z tego rozdziału. Bo muszę przyznać, że niewiele się działo. Ale to w sumie dobrze. Powoli, wraz z Emily, przyzwyczajamy się do nowej rzeczywistości.

    Pozdrawiam
    Magia jest tym czego nie wiesz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On przerywał, ponieważ ta rozmowa zaczynała się robić dość ostra. Zaczynali na siebie krzyczeć, a tego Dumbledore nie chciał, dlatego zaczął przerywać. He he, jajecznica też mi się podobała xD
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. A mogło być tak ciekawie... :) Ale Dumbledore, nasz staruszek, woli spokój i cisze rozmowy :P

      Usuń
  3. Severus zdecydowanie przesadził, gdy opisywał matkę Emily. Nie sądzę, by w rzeczywistości taka była, ale to się dopiero okaże w następnych rozdziałach.
    Na miejscu głównej bohaterki nie wytrzymałabym kilku tygodni siedzenia (no, przebywania) w jednym pomieszczeniu. Istne więzienie. Po takich ,,wesołych wakacjach" można już nie być nigdy normalnym.
    Zauważyłam, że zmieniłaś szablon. Aktualny niewątpliwie ma coś w sobie, jednak poprzedni bardziej mi się podobał. Pewnie zależy od gustu.
    Pozdrawiam gorąco.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie skomentowałam od razu :x
    Cóż, zdziwiłam się, że Dumbek wziął dziewczynę ze sobą, że umiejscowił ją w Dziurawym Kotle. xd Ale to może lepiej? Snape, jak zwykle zjawiskowy <3

    I więcej nie wyskrobię. Nie mam weny :x Pisz szybko kolejny rozdział.

    xoxo, Bellatrix †

    OdpowiedzUsuń
  5. Wygląda na to, że matka Emily do świętych nie należała. O ile Snape mówił prawdę. Ale myślę, że nie kłamał. W końcu zawsze był szczery i mówił to co myślał.
    Dobrze, że Dumbledore zabrał ją stamtąd, bo pewnie by tam zwariowała do pierwszego września ;p.
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wybacz, że tak późno! Trochę jestem zabiegana...
    Rozdział czytałam kawałkami w dość dużych odstępach czasu, dlatego nie wypowiem się o nim dość składnie czy długo. W każdym razie wiedz, że przeczytałam i mi się podobało ^^ Dajesz Emily charakterek. Zaskoczyło mnie, że przeniosła się do Dziurawego Kotła. Jestem ciekawa jej dalszych przygód.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hmm..cóż Emily nie ma łatwo może więc dlatego ma taki humorek? Ja pewnie też bym się tak zachowywała mając taką bacie, ojca i matkę ;/
    Czemu Dumbledore nie zabrał ją do Hogwartu?
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń

Szablon by
InginiaXoXo